piątek, 15 listopada 2013

Rozdzial szosty: Dziedzictwo Huncwotów

Jaki nasz świat jest wesoły ;) Moi znajomi przebijają ludzką skalę absurdu, no ale przynajmniej ja się mogę pośmiać^^
Oto kolejny rozdział moich wypocin, a ja śmiało staram się przyzwyczaić do nowego programu, do którego zostałam zmuszona z braku laku. Na razie jakoś jeszcze mi to idzie.
Dla zainteresowanych, na Mankamencie pojawił się kolejny rozdział. Serdecznie zapraszam.
Pewnie zauważyliście, ale napiszę, że dodałam nowy gadżet - Cuda, w których mam zamiar umieszczać filmiki z youtube związane z Harrym Potterem, które uważam za najprawdziwsze perełki. Teraz wisi tam piosenka z "Baśni...", a dokładniej słowa to opowieść o trzech braciach. Jak napisałam wczoraj mojej Ani, jaram się tym jak Shrek Fioną xD
Mam już na dysku kilka one-shotów, jednak nie są związane z Harrym. Jeszcze je obrobię i myślę, że wstawię któryś z nich. Tak poza tym, poszukuję bety. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to będę wdzięczna. W zamierzeniu chciałabym, żeby takowa beta ogarnęła zarówno Mankament jak i Zbiorowe Szaleństwo. Jeśli macie na kogoś namiary, to też podajcie ;)
Jak zawsze proszę o konstruktywną krytykę.
Smacznego.





                Budzisz się wtulony w Malfoy’a, który mruczy coś przez sen i jeszcze mocniej przyciska się do ciebie. Jesteś zamroczony, a twoje ciało przyjemnie obolałe. Przez chwilę próbujesz wyrwać się z uścisku, jednak poddajesz się po marnych próbach. Ślizgon oplata cię ramionami, mając schowaną twarz w twoje włosy.
Zaczynasz bezwiednie głaskać opuszkami palców jego klatkę piersiową. Wymyślasz finezyjne wzory, myśląc bezwiednie o niedalekiej przyszłości.
Nie wiesz, co się stanie, kiedy Malfoy obudzi się i zażąda odpowiedzi. Nie masz jej. W tamtej chwili nie pomyślałeś o konsekwencji, tylko po prostu – jak zwykle – działałeś. Samemu nie jesteś gotowy albo nie chcesz jeszcze się zastanawiać, co to wszystko oznacza. Masz o wiele więcej zmartwień niż twoje własne libido.
Zastanawiasz się nad przyszłymi zajęciami z Flitwickiem. Mały nauczyciel obiecał ci pomóc w stworzeniu mapy. Jesteś trochę zaskoczony jego pomocą, jednak nie kwestionujesz jej. Możesz tylko się cieszyć, że chociaż on z całego grona pedagogicznego, może prócz Snape’a, nie oszukuje ani siebie, ani ciebie. To ty jesteś tym, który musi pokonać Voldemorta i najwyraźniej profesor zaklęć ma zamiar ci pomóc to osiągnąć.
Tkasz sieć niczym pająk. Najpierw zbierasz tych, co są najbliżej, a potem zarzucasz dalej i dalej. Szachownica powoli przynosi taki obrót, jaki chcesz.
Ciekawi cię tylko jedno, kiedy…
Czujesz na ustach delikatny nacisk, na co rozchylasz usta. Opuszczasz powieki, całując się leniwie, jednocześnie czując jak jesteś okradany z magii. Czy to źle?, pytasz sam siebie, ale jak nigdy żaden irytujący głosik nie chce odpowiedzieć.
- Merlinie, Potter, jesteś lepszy od kawy – mówi Ślizgon, wypuszczając cię z objęć.
- Najedzony? – Prychasz, jednocześnie będąc rozbawionym. Nie odpowiada ci, wstając z łóżka. Dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, że nie wiesz gdzie jesteś i zniknąłeś na całą noc z wieży Gryffindoru, o czym zaraz wszyscy się dowiedzą.
- Spokojnie, Potter, sądzę, że twoje zniknięcie nie będzie takie dziwne. Przecież odbyła się impreza, mogę się założyć, że wszyscy dalej tam śpią jak legli – stwierdził beztrosko Malfoy. Przyznajesz mu rację.
- Jak się czujesz?
- Czyżbym słyszał troskę w twoim głosie? – Pytasz, unosząc wyzywająco jedną brew do góry. Czy rękawica zostanie podniesiona?
- Potter, jesteś albo taki głupi, albo faktycznie masz trochę więcej magii niż inni – stwierdza. – Powinieneś leżeć i nie móc kiwnąć palcem, po tym ile ci zabrałem.
- Malfoy, sam mówiłeś, że mam duże pokłady magii – Nie widzisz w tym nic dziwnego. Twoja magia dalej jest, brykając wesoło.
- Jesteś po prostu za głupi – wymruczał do siebie Ślizgon, kierując się do łazienki.
Rozglądasz się po komnacie, w której się znaleźliście. Pokój jest w ciemnych barwach Slytherinu. Widzisz kominek, biurko, małą biblioteczkę i dużą szafę. Marszczysz brwi.
Gdzie my jesteśmy?
To moje dormitorium.
Mieszkasz sam?
- My, Ślizgoni, nie praktykujemy waszych plebejskich zwyczajów – odpowiada Malfoy, ponownie wchodząc do pokoju. – Poza tym, jestem Prefektem.
- Hermiona i Ron nie mają oddzielnych pokoi – zauważasz bystrze. Posyła ci kpiący uśmieszek.
- Mówiłem, Potter, plebejskie zwyczaje.
- Dobra, a teraz rusz tu swój arystokratyczny tyłek i pomóż mi dojść do łazienki – mówisz, czując jednocześnie jak rumieńce wpływają ci na policzki.
- Doprawdy, Potter, nie wiem jak ty możesz dalej się rumienić jak ta dziewica – rzuca ironicznie, jednak rusza w twoim kierunku. Nagle przystaje.
- Jestem twoim pierwszym?
- A czy ma to jakieś znaczenie? – Pytasz wyzywająco. Widzisz jak bestia porusza się pod jego skórą. Możesz wręcz ją wyczuć w powietrzu. Już po chwili patrzy na ciebie nie stalowymi oczami, tylko płynną stalą.
- Tak.
**
                Listopad jest zimny i śnieżny. Z powodu fatalnej pogody zostają odwołane wszelkie treningi Quidditcha, do czasu poprawienia się warunków na zewnątrz. Nie jesteś taki zły z tego powodu, ponieważ nie masz zamiaru marznąć na powietrzu.
Spotkania z profesorem Flitwickiem traktujesz jako miłą odskocznie od wszystkich lekcji. Mały nauczyciel cierpliwie tłumaczy ci tajniki magii, choć często masz wrażenie, że i on nie jest zbyt pewny tego, co robi. Nauczyłeś się już jednak tyle, by móc samemu kombinować z własną magią.
Nauczyciele coraz bardziej naciskają na was, przypominając o egzaminach końcowych. Uczysz się często w towarzystwie Hermiony, co niezwykle jej odpowiada. Raz powiedziała ci nawet, że lubi twoje odpowiedzialne podejście.
Zajęcia Gwardii stawały się coraz bardziej niebezpieczne. Wprowadzałeś zaklęcia, które zaproponował ci Flitwick, a determinacja gwardzistów załatwiła wszystko. Każdy z nich powziął decyzję, której ty nie negujesz.
**
- Szybciej! – warczysz, patrząc na ćwiczących.
- Nie da się – jęknęła Parvati, na co posyłasz jej kpiące spojrzenie.
- Albo zrobicie to szybciej, albo zginiecie – odpowiadasz. – Musimy stworzyć grupę, która będzie idealna w każdym calu. W przyszłym tygodniu podzielimy się na grupy.
- Jakie? – Ciekawość Hermiony jak zwykle cię rozbawia.
- Ci, którzy będą stawiać bariery i leczyć oraz ci, którzy będą atakować.
**
                Siedzisz w Komnacie Tajemnic na samym środku, wpatrując się w czystą kartkę papieru. Zastanawiasz się jak możesz stworzyć to, co wyraźnie chodzi ci po głowie. Flitwick przedstawił kilka reguł jakimi powinieneś się kierować, kiedy chcesz stworzyć mapę.
Pierwsza: Musisz przekładać zamiary na możliwości. Im większy teren, który ma objąć mapa, tym trudniej ją wykonać.
Druga: Musisz wiedzieć i widzieć w głowie to, co chcesz nanieść na mapę.
Trzecia: Najłatwiej jest stworzyć mapę na rzeczy, która nie posiada magii, ponieważ o wiele łatwiej zapełnić puste naczynie niż pełne.
Czwarta: Magia tworzenia map wiąże się z magią przestrzenną.
Piąta: Potrzebna jest kropla krwi osoby, która chce stworzyć mapę. Krew posiada w sobie silnie skoncentrowaną magię.
Wzdychasz, przypominając sobie wszystkie zasady. Wiesz, że nie potrzebne są żadne skomplikowane reguły. Głównym procesem tworzenia map jest tylko wyłącznie twoja magia, którą myślą musisz uformować tak, by uzyskać to, co chcesz. Jesteś jednak pewien, że kilka formuł zaklęć by ci nie zaszkodziła, jednak nawet profesor Flitwick nie był w stanie odszyfrować jak została stworzona Mapa Huncwotów.
W pewien sposób czujesz dumę. Twój ojciec wraz z przyjaciółmi stworzyli ją będąc dziećmi, a nie potrafi jej odtworzyć doświadczony profesor Zaklęć. Nagle przypominasz sobie scenę z gabinetu malutkiego profesora.
- Jak to możliwe, że stworzyły to dzieciaki, a pan nie potrafi tego odszyfrować – wiesz, że twoje słowa są bezczelne, ale czujesz już tylko wyczerpanie i złość. Profesor Flitwick jednak nie jest obrażony, tylko uśmiecha się smutno.
- Widzisz, panie Potter, twój ojciec jak i pan Black pochodzą z wielowiekowych rodów, gdzie w mniejszym lub większym stopniu przestrzegało się zasad czystej krwi. Krew zawiera magię, a wraz z coraz dłuższą linią krwi, potomkowie dostają jej jeszcze więcej. James Potter i Syriusz Black byli niezwykle potężnymi czarodziejami.
Milczysz, zastanawiając się nad tym co usłyszałeś. Czyżby faktycznie twoja rodzina była aż tak potężna?
- A Remus?
- Pan Lupin jest wilkołakiem – odpowiedział nauczyciel jakby to oznaczało wszystko.
- I?
- Czy wiesz może, panie Potter, dlaczego czarodzieje tak nienawidzą i jednocześnie boją się wilkołaków?
Marszczysz brwi. Nie wiesz, może kiedyś, na któreś lekcji to przerabialiście, jednak nie jest w stanie sobie tego przypomnieć. Kręcisz przecząco głową. Flitwick zacmokał niezadowolony.
- Kiedyś, kiedy jeszcze czarodzieje nie byli tak zadufani w sobie, traktowali wszystkich na równi. Wilkołaki, wampiry czy inne stworzenia były czymś całkiem normalnym, a czasem nawet pożądanym – rozpoczął wykład, siedząc na nienaturalnie wysokim krześle. – Nie dość, że potrafiono się posługiwać magią, to jeszcze można było zyskać nadludzką siłę i wytrzymałość. I wtedy wyszła parszywa, ludzka natura.
- Stało się to bodajże w dwunastym wieku. Już wtedy czarodzieje dzielili się na czysto krwistych i mieszanych. Jeden z nich, Klemens Florens, przegrał w starciu z wilkołakiem, Fenrirem Scholvase o rękę Heleny Pięknej, córki jednego z baronów. Florens był czarodziejem, a do tego zżerała go zawiść. Przez lata rozpowiadał krzywdzące plotki, pozyskując coraz więcej sojuszników, aż w końcu spełnił swój chytry plan. Nocą napadł na posiadłość Scholvase, którego wówczas nie było, zamordował całą jego rodzinę wraz z służbą. Kiedy Fenrir to zobaczył, ruszył na Florensa. Wówczas Florens wykorzystał jego czyn. Wielu czarodziei uwierzyło w to, że wilkołaki to zwykłe zwierzęta. Zaczęto się ich bać, a potem coraz bardziej ograniczać ich swobody. Dzisiaj widzimy tego skutki.
- Czemu mu się udało? Skoro ludzie widzieli, co zrobił…
- Niestety, Florens wykazał się wielkim sprytem. Zostawił Scholvase ślad, jednak nikt inny nie wiedział, że to on napadł na posiadłość Fenrira. Potem do głosu zaczęła dochodzić ludzka zawiść i nawet ci, co początkowo nic nie mieli do wilkołaków, kiedy tylko nadarzyła się okazja, zaczęli ograniczać ich swobody. Strach to niezwykle potężne narzędzie.
- Czy wilkołaki naprawdę są takie potężne?
- Teraz niestety, przez wiele stereotypów i uprzedzeń, nie. Ci, którzy zostali zarażeni likantropią traktują ją jak chorobę, a kiedyś była wielkim darem.
- Jak można uważać to za coś pozytywnego?
- Wiesz, Harry, kiedyś to wyglądało inaczej. Wilkołak łączył w sobie swoje dwie natury – wilka i czarodzieja. Jednak później czarodziej zaczął odrzucać wilka, co skutkuje bolesną przemianą podczas pełni. Istnieją podania, choć są pod ścisłą kontrolą ministerstwa, że kiedyś wilkołaki były czymś podobnym do animaga. Zmieniali się kiedy chcieli. Czerpali ze wszelkich zalet bycia wilkiem nawet podczas postaci ludzkiej.
Słuchasz z zapartym tchem. Wyobrażasz sobie Remusa, w którym ciągle widzisz jedynie szamoczącego się wilka. Przygryzasz wargę. Jesteś w stanie zgodzić się z profesorem. Wiele razy zastanawiałeś się czy człowiek nie ma jakieś drogi do zawarcia umowy z wilkiem. Nie wiesz jednak czy Remus jest na tyle odważny i silny, by mimo tego, co od wielu stuleci im wpajano, był gotów zaakceptować sam siebie.
- Tak więc, panie Potter, nie dziw się czemu nie jestem w stanie stwierdzić jakich zaklęć zastosowali chłopcy, by stworzyć tę mapę.

Patrzysz tępo w pergamin.
- Skoro oni mogli, to ja też – próbujesz przekonać sam siebie. – Jesteś Huncwotem, Harry! Dostałeś ich dziedzictwo jak byłeś w kołysce!

Remus patrzy na ciebie z ciepłem, kiedy wchodzisz do salonu. Wciąż czujesz się dziwnie, przechadzając się po Grimmauld Place. Masz wrażenie, że zaraz, dosłownie zza rogu wyłoni się Syriusz. Na samo jego wspomnienie aż łzy kręcą ci się w oczach. Byłeś taki głupi. Głupi, głupi, głupi!
- Chodź – mówi Remus, przerywając twoje myśli. Klepie dłonią miejsce obok siebie na kanapie. Niepewnie siadasz obok niego.
- Co sobie ubzdurałeś pod tą swoją strzechą?
- Moje włosy są normalne – burczysz. Lupin chichocze i po raz pierwszy od tych wakacji widzisz, by się śmiał. On, podobnie jak ty, schudł i zbladł od kiedy Łapa nie żyje. Obydwoje cierpicie.
- James zawsze to mówił – odpowiada, po czym przytula cię mocno. Wdzięcznie chowasz głowę w jego ramionach. Łzy, nie wiadomo skąd, pojawiają się w twoich oczach.
- To moja wina.
- I moja – dopowiada Remus. Patrzysz na niego z zaskoczeniem.
- Mogłem rzucić na niego Drętwotę i zamknąć go w Kwaterze, a nie pozwolić, by szedł do Ministerstwa.
- To ja niepotrzebnie tam szedłem!
- Widzisz, Harry, każdy z nas podejmuje wybory. Choć jest mi trudno, muszę akceptować to, że Syriusz wolał walczyć niż siedzieć bezczynnie. Brakuje mi go, ale wiem, że to był jego wybór. Mogę czuć się winny, ale tak naprawdę, nie powstrzymałbym go. Choćby nie wiadomo co, on i tak by się tam pojawił.
- Pewnie masz rację – szepczesz. Po raz pierwszy osoba nie wmawia ci, że jesteś niewinny, a śmierć Łapy po prostu „tak jakoś wyszła”.
- Nie wiń się, a przynajmniej się postaraj, ponieważ obrażasz Syriusza. To on podjął decyzję. Byłeś dla niego najważniejszy na świecie. Przebiłeś nawet Jamesa, a uwierz mi, oni zachowywali się czasem jak bliźniaki.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Byli tak samo głupi, dowcipni i szalenie odważni, czasami człowiek miał wrażenie, że dzielą mózg – mówi, a coś zabłysło w jego oczach. – Byli moimi największymi przyjaciółmi. Takimi, których już nigdy więcej nie spotkasz. Jestem wdzięczny losowi, że mogłem ich mieć.
- Zasługujesz na nich tak jak oni zasługiwali na ciebie – mówisz, na co uśmiecha się do ciebie.
- Wiesz, Harry, w tobie zakochaliśmy się wszyscy. Kiedy tylko się urodziłeś, Lily śmiała się, że zyskałeś trzech ojców. Mówiła, że dopiero my wszyscy razem tworzymy kompletną rodzinę, a James wtórował jej.
- Byliście szczęśliwi, prawda?
- Oczywiście. Byłem wśród osób, które akceptowały moją chorobę i do tego pozwalali mi wraz z nimi wychowywać uroczego brzdąca. A uwierz mi, Harry, przy tobie to nawet i tuzin dorosłych by wymiękło.
- Nie byłem chyba aż taki zły – burczysz, jednak z chęcią słuchasz co było dalej. Z tego okresu pamiętasz kilka rzeczy. Najwyraźniej krzyk matki i zielony błysk, który słyszysz przy dementorach. Potem jest czyjś męski, wesoły głos. Śmiech, który przypomina szczekanie psa i to poczucie bezpieczeństwa, które odnajdujesz zawsze w ramionach Remusa.
- Harry, byłeś uroczy, ale byłeś najprawdziwszym huncwotem. Twoja magia objawiła się już wtedy, kiedy byłeś w brzuchu matki, co świadczy o twojej potężnej mocy magicznej.
- Co zrobiłem?
- Kiedy twoi rodzice wybierali twoje imię, zawsze zmieniałeś włosy Jamesowi, kiedy żartował sobie i mówił jakieś durne imiona. Dopiero kiedy Lily powiedziała Harry, nie stało się nic. A potem, kiedy się urodziłeś, nieświadomie wykorzystywałeś swoją magię, a my mieliśmy kupę roboty jak i jeszcze więcej śmiechu.
Milczysz, wtulony w ramiona Remusa. Naprawdę masz wrażenie jakby to ojciec cię przytulał. Uśmiechasz się. Dziękuję tato, że wybrałeś kogoś tak wspaniałego, myślisz.
- Jesteś naszym dziedzicem – słyszysz słaby szept, czując jednocześnie pocałunek w głowę.
Dziękuję, tato.

Na samo wspomnienie robi ci się cieplej na sercu.
- Dobra, do roboty.
Różdżką przecinasz palec, a kilka kropel twojej krwi spada na pergamin, rozlewając się w malownicze kleksy. Zamykasz oczy, skupiając się uważnie na swojej magii. Bryka wesoło, choć kiedy tylko czuje twoją koncentrację, drży z ciekawości.
Krok po kroku wyobrażasz sobie miejsca, nanosząc je na pergamin. Jedna nitka na drugą, tworząc siatkę. Krople potu spływają ci po czole. Nie możesz sobie pozwolić na chwilę nieuwagi, bo może kosztować cię więcej niż myślisz.
Zawiązujesz supły, niepewnie szarpiąc magią za jedną z nić. Nie zerwała się. Kolejna warstwa. I od nowa, aż w końcu czujesz, że nie ma żadnej wolnej przestrzeni. Możesz być z siebie dumny. Utkałeś niczym najprawdziwszy pająk sieć. Obejmujesz ją jeszcze raz magią, a potem chwytasz niewidzialnymi rękoma w sam środek i wpychasz w sieć tyle magii, ile możesz. Przez głowę przenika tysiące obrazów i głosów. Kiedy myślisz, że już koniec, twój gryf śmiało skacze na sieć, a tuż za nim wije się wąż. Smok jest niewzruszony, choć znajduje się na obojczyku, patrząc ciekawie. Gryf i wąż przez chwilę walczą ze sobą, ale magia bryknęła w ich stronę oburzona.
Będąc świadom tylko umysłem, patrzysz jak zwierzęta pieczętują, wznosząc mury obronne. Robią wszystko to, o czym ty nie pomyślałeś. Czujesz wyraźnie jak czerpią z twojej magii, jednak nie jest to złe uczucie.
Gryf ryknął, a wąż owinął się wokół jego szyi, kiedy zwierzę zaczęło powracać do swojego właściciela. Teraz masz czas, by zrobić ostatni krok. Nadać słowa.
Kiedy i to jest skończone, puszczasz niepewnie sieć. Błyszczy. Uśmiechasz się, otwierając oczy.
Bierzesz głęboki wdech, czując drżenie. Patrzysz na pusty pergamin, który ułożył się w prostokątną kopertę. Czujesz się słabo, jednak wiesz, że potrzebna ci tylko noc, by nadrobić utratę magii.
- Potter! – Krzyk Malfoy’a zwraca twoją uwagę na wchodzącego Ślizgona. Chłopak dobiega do ciebie, od razu kucając przy tobie.
- Krew ci kapie z nosa, idioto – syczy, wyjmując z kieszeni chusteczkę i natychmiast wycierając czerwoną posokę. Marszczysz brwi, nic nie poczułeś.
- Poczułem jak nagle ubyło twojej magii – warknął. – Już myślałem, że Czarny Pan dokończył roboty, ale widzę, że ty wolisz go po prostu wyręczyć!
- Spokojnie, Malfoy – mówisz zachrypniętym głosem. – Przez noc wszystko się wyrówna.
- Co ty w ogóle zrobiłeś, Potter?
Uśmiechasz się do niego wesoło, po czym dotykasz pergaminu.
- Dziedzictwo Huncwotów
Nie jesteś przygotowany na to, co się stało. Spodziewałeś się, że pergamin otworzy się tak jak w przypadku Mapy Huncwotów. Jest jednak zupełnie inaczej. Koperta otwiera się, a w powietrzu zaczyna formułować się mapa. Patrzysz na ten obraz, który przypomina ci mugolski hologram. Tworzą się budynki, miasta, ludzie.
- Potter, coś ty zrobił? – Wyszeptał z zachwytem w głosie Malfoy, patrząc na mapę z otwartymi szeroko oczami.
- Miała wyjść inaczej – mruczysz. – Hogwart.
Na samo hasło natychmiast pojawia się szkoła, która odkrywa przed wami swój sekret.
- Londyn – mówi Malfoy, a miasto posłusznie ukazuje się w całej swojej okazałości. Ślizgon powoli odwraca wzrok w twoją stronę, wciąż skrajnie niedowierzający.
- Potter, nie zamierzasz podbić świata?
Prychasz na tą insynuację, rumieniąc się jednocześnie.
- Nie wiem jak mi to wyszło – szepczesz. – Miało być na pergaminie.
- Potter, czy ty nie rozumiesz? Właśnie zrobiłeś Mapę Wielkiej Brytanii. Nie ważna jest jej forma. Po prostu jest to tak duży teren, że nikt nie ma na tyle magii, by móc coś takiego uczynić. Gdyby to było takie proste, to każdy kraj by takim czymś dysponował!
Wzruszasz ramionami. Czasami nie rozumiesz czarodziei, którzy strasznie ograniczają swoje możliwości. Masz wrażenie, że zawsze mówią najpierw nie, a potem nigdy nie próbują.
- Potter, przez ciebie nie wyrobię – mruczy do siebie, a ty słyszysz tę znajomą ironię. Uśmiechasz się do niego szeroko.
- Jesteś moim rycerzem, prawda? – Pytasz, przekrzywiając niewinnie głowę. Malfoy patrzy na ciebie jak na najprawdziwszego idiotę. Śmiejesz się. 




2 komentarze:

  1. Kurna czy ty chcesz mnie wykończyć? Na początku czytania mam głupi uśmiech i jestem w 100 % skupiona. Pózniej czuję jak kręci mi sie w nosie. Gdybyś przedłużyła to wspomnienie to pewnie miałabym łzy w oczach. Jestem tego pewna. Szczerze to jestem pod dużym wrażeniem tego co napisałaś. Gratulacje :)
    Ja tez chcę taką mapę. Chociaz bym się nie gubiła ciągle w wawie. ;)
    Co do bety... Mam jedną dziewczynę, która by sie nadawała. Ale nie wiem
    czy by się zgodziła. Możesz ją znaleźć na moja-wersja-idramione.blogspot.com
    dobra lecę czytać makament, ale muszę zacząć od początku, bo nie pamietam już o co chodzi.
    Pozdrawiam i weny życzę. :)
    A te filmiki to bardzo dobry pomysł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu kocham <3
    Naprawdę prawdziwa i szczerza była rozmowa Harry'ego z Remusem. Pokochałam Twojego Lupina *.*
    Świetny pomysł z tymi wilkołakami. Nic nie bierzesz wyssane z palca, każdy wątek jest potwierdzany, dopracowany.
    I jeszcze ta mapa! Po prostu zazdroszczę Ci pomysłów i talentu!
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy