Jaki nasz świat jest wesoły ;) Moi znajomi przebijają ludzką skalę absurdu, no ale przynajmniej ja się mogę pośmiać^^
Oto kolejny rozdział moich wypocin, a ja śmiało staram się przyzwyczaić do nowego programu, do którego zostałam zmuszona z braku laku. Na razie jakoś jeszcze mi to idzie.
Dla zainteresowanych, na Mankamencie pojawił się kolejny rozdział. Serdecznie zapraszam.
Pewnie zauważyliście, ale napiszę, że dodałam nowy gadżet - Cuda, w których mam zamiar umieszczać filmiki z youtube związane z Harrym Potterem, które uważam za najprawdziwsze perełki. Teraz wisi tam piosenka z "Baśni...", a dokładniej słowa to opowieść o trzech braciach. Jak napisałam wczoraj mojej Ani, jaram się tym jak Shrek Fioną xD
Mam już na dysku kilka one-shotów, jednak nie są związane z Harrym. Jeszcze je obrobię i myślę, że wstawię któryś z nich. Tak poza tym, poszukuję bety. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to będę wdzięczna. W zamierzeniu chciałabym, żeby takowa beta ogarnęła zarówno Mankament jak i Zbiorowe Szaleństwo. Jeśli macie na kogoś namiary, to też podajcie ;)
Jak zawsze proszę o konstruktywną krytykę.
Smacznego.
Budzisz się wtulony w Malfoy’a, który mruczy coś przez sen i jeszcze mocniej przyciska się do ciebie. Jesteś zamroczony, a twoje ciało przyjemnie obolałe. Przez chwilę próbujesz wyrwać się z uścisku, jednak poddajesz się po marnych próbach. Ślizgon oplata cię ramionami, mając schowaną twarz w twoje włosy.
Zaczynasz bezwiednie głaskać opuszkami palców jego klatkę piersiową.
Wymyślasz finezyjne wzory, myśląc bezwiednie o niedalekiej przyszłości.
Nie wiesz, co się stanie, kiedy Malfoy obudzi się i zażąda odpowiedzi.
Nie masz jej. W tamtej chwili nie pomyślałeś o konsekwencji, tylko po prostu – jak zwykle – działałeś. Samemu nie jesteś
gotowy albo nie chcesz jeszcze się zastanawiać, co to wszystko oznacza. Masz o
wiele więcej zmartwień niż twoje własne libido.
Zastanawiasz się nad przyszłymi zajęciami z Flitwickiem. Mały
nauczyciel obiecał ci pomóc w stworzeniu mapy. Jesteś trochę zaskoczony jego
pomocą, jednak nie kwestionujesz jej. Możesz tylko się cieszyć, że chociaż on
z całego grona pedagogicznego, może prócz Snape’a, nie oszukuje ani siebie, ani
ciebie. To ty jesteś tym, który musi pokonać Voldemorta i najwyraźniej profesor
zaklęć ma zamiar ci pomóc to osiągnąć.
Tkasz sieć niczym pająk. Najpierw zbierasz tych, co są najbliżej, a
potem zarzucasz dalej i dalej. Szachownica powoli przynosi taki obrót, jaki
chcesz.
Ciekawi cię tylko jedno, kiedy…
Czujesz na ustach delikatny nacisk, na co rozchylasz usta. Opuszczasz
powieki, całując się leniwie, jednocześnie czując jak jesteś okradany z magii. Czy to źle?, pytasz sam siebie, ale jak
nigdy żaden irytujący głosik nie chce odpowiedzieć.
- Merlinie, Potter, jesteś lepszy od kawy – mówi Ślizgon, wypuszczając
cię z objęć.
- Najedzony? – Prychasz, jednocześnie będąc rozbawionym. Nie odpowiada
ci, wstając z łóżka. Dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, że nie wiesz gdzie
jesteś i zniknąłeś na całą noc z wieży Gryffindoru, o czym zaraz wszyscy się
dowiedzą.
- Spokojnie, Potter, sądzę, że twoje zniknięcie nie będzie takie
dziwne. Przecież odbyła się impreza, mogę się założyć, że wszyscy dalej tam
śpią jak legli – stwierdził beztrosko Malfoy. Przyznajesz mu rację.
- Jak się czujesz?
- Czyżbym słyszał troskę w twoim głosie? – Pytasz, unosząc wyzywająco
jedną brew do góry. Czy rękawica zostanie podniesiona?
- Potter, jesteś albo taki głupi, albo faktycznie masz trochę więcej
magii niż inni – stwierdza. – Powinieneś leżeć i nie móc kiwnąć palcem, po tym
ile ci zabrałem.
- Malfoy, sam mówiłeś, że mam duże pokłady magii – Nie widzisz w tym
nic dziwnego. Twoja magia dalej jest, brykając wesoło.
- Jesteś po prostu za głupi – wymruczał do siebie Ślizgon, kierując
się do łazienki.
Rozglądasz się po komnacie, w której się znaleźliście. Pokój jest w
ciemnych barwach Slytherinu. Widzisz kominek, biurko, małą biblioteczkę i dużą
szafę. Marszczysz brwi.
Gdzie my jesteśmy?
To moje
dormitorium.
Mieszkasz sam?
- My, Ślizgoni, nie praktykujemy waszych plebejskich zwyczajów –
odpowiada Malfoy, ponownie wchodząc do pokoju. – Poza tym, jestem Prefektem.
- Hermiona i Ron nie mają oddzielnych pokoi – zauważasz bystrze.
Posyła ci kpiący uśmieszek.
- Mówiłem, Potter, plebejskie zwyczaje.
- Dobra, a teraz rusz tu swój arystokratyczny
tyłek i pomóż mi dojść do łazienki – mówisz, czując jednocześnie jak rumieńce
wpływają ci na policzki.
- Doprawdy, Potter, nie wiem jak ty możesz dalej się rumienić jak ta
dziewica – rzuca ironicznie, jednak rusza w twoim kierunku. Nagle przystaje.
- Jestem twoim pierwszym?
- A czy ma to jakieś znaczenie? – Pytasz wyzywająco. Widzisz jak
bestia porusza się pod jego skórą. Możesz wręcz ją wyczuć w powietrzu. Już po
chwili patrzy na ciebie nie stalowymi oczami, tylko płynną stalą.
- Tak.
**
Listopad jest
zimny i śnieżny. Z powodu fatalnej pogody zostają odwołane wszelkie treningi
Quidditcha, do czasu poprawienia się warunków na zewnątrz. Nie jesteś taki zły
z tego powodu, ponieważ nie masz zamiaru marznąć na powietrzu.
Spotkania z profesorem Flitwickiem traktujesz jako miłą odskocznie od
wszystkich lekcji. Mały nauczyciel cierpliwie tłumaczy ci tajniki magii, choć
często masz wrażenie, że i on nie jest zbyt pewny tego, co robi. Nauczyłeś się
już jednak tyle, by móc samemu kombinować z własną magią.
Nauczyciele coraz bardziej naciskają na was, przypominając o
egzaminach końcowych. Uczysz się często w towarzystwie Hermiony, co niezwykle
jej odpowiada. Raz powiedziała ci nawet, że lubi twoje odpowiedzialne
podejście.
Zajęcia Gwardii stawały się coraz bardziej niebezpieczne. Wprowadzałeś
zaklęcia, które zaproponował ci Flitwick, a determinacja gwardzistów załatwiła
wszystko. Każdy z nich powziął decyzję, której ty nie negujesz.
**
- Szybciej! – warczysz, patrząc na ćwiczących.
- Nie da się – jęknęła Parvati, na co posyłasz jej kpiące spojrzenie.
- Albo zrobicie to szybciej, albo zginiecie – odpowiadasz. – Musimy
stworzyć grupę, która będzie idealna w każdym calu. W przyszłym tygodniu
podzielimy się na grupy.
- Jakie? – Ciekawość Hermiony jak zwykle cię rozbawia.
- Ci, którzy będą stawiać bariery i leczyć oraz ci, którzy będą
atakować.
**
Siedzisz w Komnacie
Tajemnic na samym środku, wpatrując się w czystą kartkę papieru. Zastanawiasz
się jak możesz stworzyć to, co wyraźnie chodzi ci po głowie. Flitwick przedstawił
kilka reguł jakimi powinieneś się kierować, kiedy chcesz stworzyć mapę.
Pierwsza: Musisz
przekładać zamiary na możliwości. Im większy teren, który ma objąć mapa, tym
trudniej ją wykonać.
Druga: Musisz
wiedzieć i widzieć w głowie to, co chcesz nanieść na mapę.
Trzecia: Najłatwiej
jest stworzyć mapę na rzeczy, która nie posiada magii, ponieważ o wiele łatwiej
zapełnić puste naczynie niż pełne.
Czwarta: Magia
tworzenia map wiąże się z magią przestrzenną.
Piąta: Potrzebna
jest kropla krwi osoby, która chce stworzyć mapę. Krew posiada w sobie silnie
skoncentrowaną magię.
Wzdychasz, przypominając sobie wszystkie zasady. Wiesz, że nie
potrzebne są żadne skomplikowane reguły. Głównym procesem tworzenia map jest
tylko wyłącznie twoja magia, którą myślą musisz uformować tak, by uzyskać to,
co chcesz. Jesteś jednak pewien, że kilka formuł zaklęć by ci nie zaszkodziła,
jednak nawet profesor Flitwick nie był w stanie odszyfrować jak została
stworzona Mapa Huncwotów.
W pewien sposób czujesz dumę. Twój ojciec wraz z przyjaciółmi
stworzyli ją będąc dziećmi, a nie potrafi jej odtworzyć doświadczony profesor
Zaklęć. Nagle przypominasz sobie scenę z gabinetu malutkiego profesora.
- Jak to możliwe,
że stworzyły to dzieciaki, a pan nie potrafi tego odszyfrować – wiesz, że twoje
słowa są bezczelne, ale czujesz już tylko wyczerpanie i złość. Profesor
Flitwick jednak nie jest obrażony, tylko uśmiecha się smutno.
- Widzisz, panie
Potter, twój ojciec jak i pan Black pochodzą z wielowiekowych rodów, gdzie w
mniejszym lub większym stopniu przestrzegało się zasad czystej krwi. Krew
zawiera magię, a wraz z coraz dłuższą linią krwi, potomkowie dostają jej
jeszcze więcej. James Potter i Syriusz Black byli niezwykle potężnymi
czarodziejami.
Milczysz, zastanawiając
się nad tym co usłyszałeś. Czyżby faktycznie twoja rodzina była aż tak potężna?
- A Remus?
- Pan Lupin jest
wilkołakiem – odpowiedział nauczyciel jakby to oznaczało wszystko.
- I?
- Czy wiesz może,
panie Potter, dlaczego czarodzieje tak nienawidzą i jednocześnie boją się
wilkołaków?
Marszczysz brwi.
Nie wiesz, może kiedyś, na któreś lekcji to przerabialiście, jednak nie jest w
stanie sobie tego przypomnieć. Kręcisz przecząco głową. Flitwick zacmokał
niezadowolony.
- Kiedyś, kiedy
jeszcze czarodzieje nie byli tak zadufani w sobie, traktowali wszystkich na
równi. Wilkołaki, wampiry czy inne stworzenia były czymś całkiem normalnym, a
czasem nawet pożądanym – rozpoczął wykład, siedząc na nienaturalnie wysokim
krześle. – Nie dość, że potrafiono się posługiwać magią, to jeszcze można było
zyskać nadludzką siłę i wytrzymałość. I wtedy wyszła parszywa, ludzka natura.
- Stało się to bodajże
w dwunastym wieku. Już wtedy czarodzieje dzielili się na czysto krwistych i
mieszanych. Jeden z nich, Klemens Florens, przegrał w starciu z wilkołakiem,
Fenrirem Scholvase o rękę Heleny Pięknej, córki jednego z baronów. Florens był
czarodziejem, a do tego zżerała go zawiść. Przez lata rozpowiadał krzywdzące
plotki, pozyskując coraz więcej sojuszników, aż w końcu spełnił swój chytry
plan. Nocą napadł na posiadłość Scholvase, którego wówczas nie było, zamordował całą
jego rodzinę wraz z służbą. Kiedy Fenrir to zobaczył, ruszył na Florensa.
Wówczas Florens wykorzystał jego czyn. Wielu czarodziei uwierzyło w to, że
wilkołaki to zwykłe zwierzęta. Zaczęto się ich bać, a potem coraz bardziej
ograniczać ich swobody. Dzisiaj widzimy tego skutki.
- Czemu mu się
udało? Skoro ludzie widzieli, co zrobił…
- Niestety, Florens
wykazał się wielkim sprytem. Zostawił Scholvase ślad, jednak nikt inny nie
wiedział, że to on napadł na posiadłość
Fenrira. Potem do głosu zaczęła dochodzić ludzka zawiść i nawet ci, co
początkowo nic nie mieli do wilkołaków, kiedy tylko nadarzyła się okazja,
zaczęli ograniczać ich swobody. Strach to niezwykle potężne narzędzie.
- Czy wilkołaki naprawdę są takie potężne?
- Teraz niestety, przez wiele stereotypów i
uprzedzeń, nie. Ci, którzy zostali zarażeni likantropią traktują ją jak
chorobę, a kiedyś była wielkim darem.
- Jak można uważać to za coś pozytywnego?
- Wiesz, Harry, kiedyś to wyglądało inaczej. Wilkołak
łączył w sobie swoje dwie natury – wilka i czarodzieja. Jednak później
czarodziej zaczął odrzucać wilka, co skutkuje bolesną przemianą podczas pełni.
Istnieją podania, choć są pod ścisłą kontrolą ministerstwa, że kiedyś wilkołaki
były czymś podobnym do animaga. Zmieniali się kiedy chcieli. Czerpali ze
wszelkich zalet bycia wilkiem nawet podczas postaci ludzkiej.
Słuchasz z zapartym tchem. Wyobrażasz sobie
Remusa, w którym ciągle widzisz jedynie szamoczącego się wilka. Przygryzasz
wargę. Jesteś w stanie zgodzić się z profesorem. Wiele razy zastanawiałeś się
czy człowiek nie ma jakieś drogi do zawarcia umowy z wilkiem. Nie wiesz
jednak czy Remus jest na tyle odważny i silny, by mimo tego, co od wielu
stuleci im wpajano, był gotów zaakceptować sam siebie.
- Tak więc, panie Potter, nie dziw się czemu nie
jestem w stanie stwierdzić jakich zaklęć zastosowali chłopcy, by stworzyć tę
mapę.
Patrzysz
tępo w pergamin.
- Skoro oni
mogli, to ja też – próbujesz przekonać sam siebie. – Jesteś Huncwotem, Harry!
Dostałeś ich dziedzictwo jak byłeś w kołysce!
Remus patrzy na ciebie z ciepłem, kiedy
wchodzisz do salonu. Wciąż czujesz się dziwnie, przechadzając się po Grimmauld
Place. Masz wrażenie, że zaraz, dosłownie zza rogu wyłoni się Syriusz. Na samo
jego wspomnienie aż łzy kręcą ci się w oczach. Byłeś taki głupi. Głupi, głupi,
głupi!
- Chodź – mówi Remus, przerywając twoje myśli.
Klepie dłonią miejsce obok siebie na kanapie. Niepewnie siadasz obok niego.
- Co sobie ubzdurałeś pod tą swoją strzechą?
- Moje włosy są normalne – burczysz. Lupin chichocze
i po raz pierwszy od tych wakacji widzisz, by się śmiał. On, podobnie jak ty,
schudł i zbladł od kiedy Łapa nie żyje. Obydwoje cierpicie.
- James zawsze to mówił – odpowiada, po czym
przytula cię mocno. Wdzięcznie chowasz głowę w jego ramionach. Łzy,
nie wiadomo skąd, pojawiają się w twoich oczach.
- To moja wina.
- I moja – dopowiada Remus. Patrzysz na niego z
zaskoczeniem.
- Mogłem rzucić na niego Drętwotę i zamknąć go w
Kwaterze, a nie pozwolić, by szedł do Ministerstwa.
- To ja niepotrzebnie tam szedłem!
- Widzisz, Harry, każdy z nas podejmuje wybory.
Choć jest mi trudno, muszę akceptować to, że Syriusz wolał walczyć niż siedzieć
bezczynnie. Brakuje mi go, ale wiem, że to był jego wybór. Mogę czuć się winny, ale
tak naprawdę, nie powstrzymałbym go. Choćby nie wiadomo co, on i tak by się tam
pojawił.
- Pewnie masz rację – szepczesz. Po raz pierwszy
osoba nie wmawia ci, że jesteś niewinny, a śmierć Łapy po prostu „tak jakoś
wyszła”.
- Nie wiń się, a przynajmniej się postaraj,
ponieważ obrażasz Syriusza. To on podjął decyzję. Byłeś dla niego najważniejszy
na świecie. Przebiłeś nawet Jamesa, a uwierz mi, oni zachowywali się czasem jak
bliźniaki.
- Naprawdę?
- Oczywiście. Byli tak samo głupi, dowcipni i
szalenie odważni, czasami człowiek miał wrażenie, że dzielą mózg – mówi,
a coś zabłysło w jego oczach. – Byli moimi największymi przyjaciółmi. Takimi,
których już nigdy więcej nie spotkasz. Jestem wdzięczny losowi, że mogłem ich
mieć.
- Zasługujesz na nich tak jak oni zasługiwali na
ciebie – mówisz, na co uśmiecha się do ciebie.
- Wiesz, Harry, w tobie zakochaliśmy się
wszyscy. Kiedy tylko się urodziłeś, Lily śmiała się, że zyskałeś trzech ojców.
Mówiła, że dopiero my wszyscy razem tworzymy kompletną rodzinę, a James
wtórował jej.
- Byliście szczęśliwi, prawda?
- Oczywiście. Byłem wśród osób, które
akceptowały moją chorobę i do tego pozwalali mi wraz z nimi wychowywać uroczego
brzdąca. A uwierz mi, Harry, przy tobie to nawet i tuzin dorosłych by wymiękło.
- Nie byłem chyba aż taki zły – burczysz, jednak
z chęcią słuchasz co było dalej. Z tego okresu pamiętasz kilka rzeczy.
Najwyraźniej krzyk matki i zielony błysk, który słyszysz przy dementorach.
Potem jest czyjś męski, wesoły głos. Śmiech, który przypomina szczekanie psa i to
poczucie bezpieczeństwa, które odnajdujesz zawsze w ramionach Remusa.
- Harry, byłeś uroczy, ale byłeś najprawdziwszym
huncwotem. Twoja magia objawiła się już wtedy, kiedy byłeś w brzuchu matki, co
świadczy o twojej potężnej mocy magicznej.
- Co zrobiłem?
- Kiedy twoi rodzice wybierali twoje imię,
zawsze zmieniałeś włosy Jamesowi, kiedy żartował sobie i mówił jakieś durne
imiona. Dopiero kiedy Lily powiedziała Harry, nie stało się nic. A potem, kiedy
się urodziłeś, nieświadomie wykorzystywałeś swoją magię, a my mieliśmy kupę
roboty jak i jeszcze więcej śmiechu.
Milczysz, wtulony w ramiona Remusa. Naprawdę
masz wrażenie jakby to ojciec cię przytulał. Uśmiechasz się. Dziękuję tato, że
wybrałeś kogoś tak wspaniałego, myślisz.
- Jesteś naszym dziedzicem – słyszysz słaby
szept, czując jednocześnie pocałunek w głowę.
Dziękuję, tato.
Na samo
wspomnienie robi ci się cieplej na sercu.
- Dobra, do
roboty.
Różdżką
przecinasz palec, a kilka kropel twojej krwi spada na pergamin, rozlewając się
w malownicze kleksy. Zamykasz oczy, skupiając się uważnie na swojej magii.
Bryka wesoło, choć kiedy tylko czuje twoją koncentrację, drży z ciekawości.
Krok po
kroku wyobrażasz sobie miejsca, nanosząc je na pergamin. Jedna nitka na drugą,
tworząc siatkę. Krople potu spływają ci po czole. Nie możesz sobie pozwolić na
chwilę nieuwagi, bo może kosztować cię więcej niż myślisz.
Zawiązujesz
supły, niepewnie szarpiąc magią za jedną z nić. Nie zerwała się. Kolejna warstwa.
I od nowa, aż w końcu czujesz, że nie ma żadnej wolnej przestrzeni. Możesz być
z siebie dumny. Utkałeś niczym najprawdziwszy pająk sieć. Obejmujesz ją jeszcze
raz magią, a potem chwytasz niewidzialnymi rękoma w sam środek i wpychasz w
sieć tyle magii, ile możesz. Przez głowę przenika tysiące obrazów i głosów. Kiedy
myślisz, że już koniec, twój gryf śmiało skacze na sieć, a tuż za nim wije się
wąż. Smok jest niewzruszony, choć znajduje się na obojczyku, patrząc ciekawie.
Gryf i wąż przez chwilę walczą ze sobą, ale magia bryknęła w ich stronę
oburzona.
Będąc
świadom tylko umysłem, patrzysz jak zwierzęta pieczętują, wznosząc mury
obronne. Robią wszystko to, o czym ty nie pomyślałeś. Czujesz wyraźnie jak
czerpią z twojej magii, jednak nie jest to złe uczucie.
Gryf
ryknął, a wąż owinął się wokół jego szyi, kiedy zwierzę zaczęło powracać do
swojego właściciela. Teraz masz czas, by zrobić ostatni krok. Nadać słowa.
Kiedy i to
jest skończone, puszczasz niepewnie sieć. Błyszczy. Uśmiechasz się, otwierając
oczy.
Bierzesz
głęboki wdech, czując drżenie. Patrzysz na pusty pergamin, który ułożył się w prostokątną
kopertę. Czujesz się słabo, jednak wiesz, że potrzebna ci tylko noc, by
nadrobić utratę magii.
- Potter! –
Krzyk Malfoy’a zwraca twoją uwagę na wchodzącego Ślizgona. Chłopak dobiega do
ciebie, od razu kucając przy tobie.
- Krew ci
kapie z nosa, idioto – syczy, wyjmując z kieszeni chusteczkę i natychmiast
wycierając czerwoną posokę. Marszczysz brwi, nic nie poczułeś.
- Poczułem
jak nagle ubyło twojej magii – warknął. – Już myślałem, że Czarny Pan dokończył
roboty, ale widzę, że ty wolisz go po prostu wyręczyć!
-
Spokojnie, Malfoy – mówisz zachrypniętym głosem. – Przez noc wszystko się
wyrówna.
- Co ty w
ogóle zrobiłeś, Potter?
Uśmiechasz
się do niego wesoło, po czym dotykasz pergaminu.
- Dziedzictwo Huncwotów
Nie jesteś
przygotowany na to, co się stało. Spodziewałeś się, że pergamin otworzy się tak
jak w przypadku Mapy Huncwotów. Jest jednak zupełnie inaczej. Koperta otwiera
się, a w powietrzu zaczyna formułować się mapa. Patrzysz na ten obraz, który
przypomina ci mugolski hologram. Tworzą się budynki, miasta, ludzie.
- Potter,
coś ty zrobił? – Wyszeptał z zachwytem w głosie Malfoy, patrząc na mapę z
otwartymi szeroko oczami.
- Miała
wyjść inaczej – mruczysz. – Hogwart.
Na samo
hasło natychmiast pojawia się szkoła, która odkrywa przed wami swój sekret.
- Londyn –
mówi Malfoy, a miasto posłusznie ukazuje się w całej swojej okazałości. Ślizgon
powoli odwraca wzrok w twoją stronę, wciąż skrajnie niedowierzający.
- Potter,
nie zamierzasz podbić świata?
Prychasz na
tą insynuację, rumieniąc się jednocześnie.
- Nie wiem
jak mi to wyszło – szepczesz. – Miało być na pergaminie.
- Potter,
czy ty nie rozumiesz? Właśnie zrobiłeś Mapę Wielkiej Brytanii. Nie ważna jest
jej forma. Po prostu jest to tak duży teren, że nikt nie ma na tyle magii, by
móc coś takiego uczynić. Gdyby to było takie proste, to każdy kraj by takim
czymś dysponował!
Wzruszasz
ramionami. Czasami nie rozumiesz czarodziei, którzy strasznie ograniczają swoje
możliwości. Masz wrażenie, że zawsze mówią najpierw nie, a potem nigdy nie
próbują.
- Potter, przez
ciebie nie wyrobię – mruczy do siebie, a ty słyszysz tę znajomą ironię.
Uśmiechasz się do niego szeroko.
- Jesteś moim
rycerzem, prawda? – Pytasz, przekrzywiając niewinnie głowę. Malfoy patrzy na ciebie jak na najprawdziwszego idiotę. Śmiejesz się.
Kurna czy ty chcesz mnie wykończyć? Na początku czytania mam głupi uśmiech i jestem w 100 % skupiona. Pózniej czuję jak kręci mi sie w nosie. Gdybyś przedłużyła to wspomnienie to pewnie miałabym łzy w oczach. Jestem tego pewna. Szczerze to jestem pod dużym wrażeniem tego co napisałaś. Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńJa tez chcę taką mapę. Chociaz bym się nie gubiła ciągle w wawie. ;)
Co do bety... Mam jedną dziewczynę, która by sie nadawała. Ale nie wiem
czy by się zgodziła. Możesz ją znaleźć na moja-wersja-idramione.blogspot.com
dobra lecę czytać makament, ale muszę zacząć od początku, bo nie pamietam już o co chodzi.
Pozdrawiam i weny życzę. :)
A te filmiki to bardzo dobry pomysł.
Po prostu kocham <3
OdpowiedzUsuńNaprawdę prawdziwa i szczerza była rozmowa Harry'ego z Remusem. Pokochałam Twojego Lupina *.*
Świetny pomysł z tymi wilkołakami. Nic nie bierzesz wyssane z palca, każdy wątek jest potwierdzany, dopracowany.
I jeszcze ta mapa! Po prostu zazdroszczę Ci pomysłów i talentu!
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny!