Moi drodzy, z powodu tzw. "pożyczone to znaczy moje", nie posiadam uprawnień do offica ><. Moja przyjaciółka pożyczyła moją instalkę, pojechała do Warszawy, ja w Poznaniu, a instalka w Świnoujściu -,- Na samym początku myślałam, że netbook, który bezprawnie zakosiłam mamusi, posiada owego offica. Niestety, posiada jakiś shit, z którym ja niestety nie jest w stanie wytrzymać psychicznie. Bo czy można zrozumieć fakt, że kiedy daje myślnik, spacje, to już robi się punktowanie, a ja tego wcale a wcale nie chcę, tylko zwykły zapis dialogu? Ughrrrr!
Co prawda skoro jestem zmuszona, to będę pisać w tym badziewiu, aczkolwiek sam pomysł mocno mnie zniechęca, dlatego wiadomo co może być z rozdziałami. Postaram się odzyskać płytkę jak najszybciej tylko można, no ale to może nie być łatwe, skoro nikogo u niej w domu nie ma ><
To tak a propos, a teraz przejdźmy do przyjemnej części, czyli kolejnego rozdziału. Przedstawiam już piątą część. Może niektórych zdziwić szybka akcja, jednak tak po prawdzie, mam to gdzieś ;). Po prostu nie lubię tego jak Rowling pokazywała Harry'ego jak totalną sierotę, która nie potrafi kichnąć bez czyjeś asysty. Ja uważam, że skoro chłopiec jest potężny i ma wykończyć czarnoksiężnika [nie jakiegoś tam, tylko największego, najpotężniejszego...] to chyba jakieś uprawnienia może posiadać. Oczywiście dorysuje tu część związaną z jego rodziną, no ale tak wielu autorów to robi, że to powoli jest uważane za kanon ;). Poza tym, dla tego opowiadania nie przewiduję jakieś strasznie wielkiej, powalającej liczby rozdziałów, ale wiadomo, czasami może takiego coś wyrosnąć, kiedy już zaczynam tańcować po klawiaturze, jak to zawsze se mówię pod nosem.
Czy ktoś może byłby zainteresowany dodatkami, w sensie scen erotycznych, które w głównych rozdziałach zostały pominięte? Tak pytam, bo ze mnie to małych zboczuch jest^^
I skoro już tak jestem wylewna uczuciowo, powiem co nie, co o Ronie. Naszym piegowatym przyjacielu, który został tak skrzywdzony przez Rowling, że praktycznie połowa fandomu szczerze lub ukrycie go nie znosi, a niemal wszyscy nie doceniają. Ja również nie lubię tej postaci, jednak jego "odwrócenie się od Harry'ego" jest u mnie pewnym specjalnym zabiegiem. Pamiętajmy, że rudzielec jest Gryfonem do szpiku kości. Pogodzenie się i przejrzenie na oczy z Czarą Ognia zajęło mu pół roku, heloł!
A tak poza tym, Co je noveho?
Ps. Ktoś chciałby zobaczyć opowiadanie Lew kontra lis?
Święto Duchów zbliża się wielkimi krokami. Uczniowie chodzą już podekscytowani, nie mogąc się doczekać zarówno braku lekcji, jak i wspaniałej uczty. Ty jednak masz co do tego odmienne zdanie. Nigdy nie miałeś pojęcia czemu ludzie lubią świętować ten dzień. Dla ciebie jest tylko żałobą.
Zastanawiasz się czy będzie w porządku wysyłać kolejny problem
Remusowi. Wiesz, że nie masz zbyt wielkiego wyboru. Pocieszasz się jedynie tym,
że ostrzegałeś go przed tym. Czujesz do siebie obrzydzenie, że czerpiesz ze
wszystkim wszystko, co się da.
Remusie,
Wszystko musi
zostać zorganizowane na ostatni guzik. Mam kolejne wieści – będzie ich więcej.
Powiedz mi kiedy, a
ja postaram się przybyć za wszelką cenę.
HP
– Dasz radę, prawda, malutka? – Patrzysz z czułością na Hedwigę. Jej
skrzydło już się wyleczyło, ale nie jesteś zdecydowany czy znowu ją wysłać w
tak niebezpieczną podróż. Wiesz, że będą na nią czyhać. Jest twoją sową, chcą
ją pochwycić, by jak najwięcej się dowiedzieć o twoich planach.
Ptak dziobie cię w rękę, oburzony, że w nią wątpisz. Jest dumnym
stworzeniem i nagle nabierasz przekonania, że nic się jej nie stanie.
– Czekam na ciebie – żegnasz ją, na co ta wzbija się w powietrze.
Patrzysz na nią uważnie jak znika za horyzontem. Wzdychasz.
– Wszystko w porządku? – Nagle w sowiarni pojawia się Ginny. Wiatr owiewa jej sylwetkę, bawiąc się rudymi puklami. Niebieskie oczy jednak są czujne.
– Na tyle ile może być – odpowiadasz. Jest w ciebie zapatrzona,
widzisz to. Nie podzielasz jednak jej uczuć, a poza tym, nigdy nie chciałbyś
jej aż tak skrzywdzić. Ludzie, których kochasz, zawsze odchodzą najszybciej.
Nikogo nie chcesz obarczyć tą klątwą.
– Gdzie poleciała Hedwiga? – Widząc twoją niezdecydowaną minę, dodaje.
– Żeby być twoim pionkiem, muszę mieć pewność, Harry, że sobie poradzisz.
– Napisałem do Remusa – odpowiadasz. – Pomaga mi znaleźć bezpieczne
miejsce dla niektórych rodzin.
Kiwa głową, nie potrzebuje więcej. Cieszysz się, że nie jest tak
dociekliwa jak Hermiona, która musiałaby znać wszystkie nazwiska. Czasami masz
jej dosyć, jednak nie jesteś w stanie jej odepchnąć. Jest jedyną, która
aktualnie jest ci najbliższa. Ron udaje, że nie istniejesz, a ty robisz to
samo. Nie wiesz ani ty, ani zapewne rudzielec do czego to prowadzi, ale uparcie odwracacie głowę, gdy tylko znajdziecie się w tym samym pomieszczeniu. Inni nigdy nie byli na tyle bliscy, by trzymać ich w sercu. Czujesz
sentyment do rodziny Weasley’ów, ale to jedynie Hermiona zasłużyła na miano
siostry.
Ginny za to zawsze była jedynie młodszą siostrą Rona. Uratowałeś ją z
rąk Riddle’a, ale działał w tym bardziej twój wewnętrzny bohater niż sama myśl
o niej. Rzuciłbyś się tak dla każdej innej. Przyglądasz się jej uważnie. Jest podobnego
wzrostu co ty o rudych włosach i twarzy pełnej piegów, ale zauważasz to, co
czai się w jej oczach. Uśmiechasz się.
– Chcesz zostać moim generałem? – Pytasz jakby nigdy nic. Przygląda ci się tak samo
jak ty jej. Nie wiesz o czym myśli, ale możesz tylko stać i czekać na swoją
odpowiedź.
– Niech będzie – decyduje w końcu, spoglądając ci w oczy. – Zostanę twoim
generałem. Będę ci lojalna i wykonam każde twoje polecenie, ale cena jest
jedna.
– Jestem w stanie ją zapłacić – nie pieczętujecie swojej małej umowy,
wystarczą wam tylko słowa. Gdybyś tylko wiedział, że kiedyś tylko one były
ważne, zmieniłbyś wszystko, ale nie jesteś w stanie cofać się w czasie.
Patrzysz na te rude włosy, które podskakują przy każdym jej kroku,
kiedy idzie przed siebie. Zaczynasz rozstawiać swoje pionki na szachownicy.
**
Odwiedzasz
gabinet profesora Flitwicka jeszcze tego samego popołudnia z Mapą Huncwotów w
dłoni. To, co chcesz zrobić, jest szalone, ale kiedyś usłyszałeś, że w tym
szaleństwie tkwi metoda.
– Dzień dobry – witasz się, znowu zaskakując swoją wizytą małego
nauczyciela. Patrzy na ciebie uważnie jak zasiadasz przed jego biurkiem. On sam siedzi na wysokim fotelu, co nieprzyjemnie kojarzy ci się z goblinami w banku.
– Przychodzę z kolejną prośbą – mówisz, po czym kładziesz mapę na
stole. – Knuje coś niedobrego.
Pergamin natychmiast rozchyla się – pojawiają się miejsca i osoby.
– Na Merlina! – Profesor Zaklęć dopada do Mapy Huncwotów jakby była
okazały znaleziskiem. Patrzy się na nią szeroko otwartymi oczami, mrucząc coś
do siebie. Wygląda niczym szalony profesor z jakiegoś mugolskiego filmu, który udało ci się podpatrzeć u Dursley'ów. Brakowało tylko rozbieganych oczu.
– Skąd to masz?
– Wykonał ją mój ojciec wraz z Syriuszem Blackiem i Remusem Lupinem w
czasie swojej nauki – odpowiadasz, wzruszając ramionami. Czujesz lekki ucisk na żołądku, że zdradzasz nauczycielowi jedną z największych tajemnic Huncwotów, jednak wiesz, że musisz. Gdyby nie to, sekret mapy wciąż byłby bezpieczny.
– Niemożliwe, przecież to skomplikowane! – Pisnął Flitwick. –
Wiedziałem, że to zdolni chłopcy, ale to tutaj to wyższy poziom.
– Nie kłamię – jesteś rozbawiony jego zachowaniem. Nauczyciel podskakuje na swoim siedzeniu z podnieceniem w oczach, którego jeszcze u niego nie widziałeś.
– Chciałbym się dowiedzieć jak została stworzona – zaczynasz mówić. –
Wraz z Hermioną rozpoczęliśmy nad nią studia, ale jest niezwykle ciężko
rozszyfrować jak powstała.
– Nie dziwię się, jest to magia, której nie naucza się w szkole –
rozpoczyna wykład profesor. – Uczą się jej specjaliści na studiach, a nie
wszystkim wychodzi tworzenie map przestrzennych.
– Potrzebuję taką wykonać.
Nie pyta po co ci, nie jest głupi. Cieszysz się, że nie traktuje cię
jak dziecko. Czasami, leżąc w łóżku, zastanawiasz się, o czym myśli Flitwick, pomagając ci. Jesteś ciekaw jakie ma powody, ale nie jesteś na tyle śmiały, by o to zapytać. Każdy z was ma prawo do własnych tajemnic.
– Niestety, mój drogi, mogę ci jedynie pomóc przy stworzeniu czegoś
podobnego, ale bez osób – odpowiada. – Im większy jest obszar mapy, tym trudniej
nanieść na nie osoby, a tym bardziej, że się one poruszają. Nie wiem jak
dokonali to ci chłopcy, ale jestem pod wrażeniem. Mogliby spokojnie zdobyć
Mistrzostwo z Zaklęć za to. Nie musieliby przejść żądnych innych testów. To
wręcz niemożliwe, że mapa ukazuje każdego.
Nie słuchasz jego nudnego wywodu. Nauczyciel jest zbyt podekscytowany,
a mapę traktuje jakby była co najmniej Graalem.
– Profesorze – doprowadzasz go do porządku. Filus odchrząkuje,
próbując zachować swój profesjonalizm.
– Mogę jedynie wskazać ci drogę – tłumaczy. – Nie jestem aż tak
zaawansowany w tej dziedzinie magii, by móc stworzyć podobną mapę.
– Jakakolwiek pomoc się przyda.
**
Wymykasz się z
Hogwartu późnym wieczorem, mając nadzieje, że nikt zbyt szybko nie zauważy
twojego zniknięcia. Wiesz, że Ginny poręczy za ciebie, jednak wolałbyś nie
wpędzać ani jej, ani siebie w żadne kłopoty. W Hogsmeade czeka na ciebie Remus,
który jest niezbyt zadowolony z takiego obrotu sprawy.
– Nie mamy innego wyjścia – stwierdzasz, ucinając jego protesty.
Znikacie w jednym z zaułków, gdzie Lupin wyjmuje z kieszeni świstoklik.
– Skąd go masz?
– Sam go stworzyłem – odpowiada. – Zajęło mi to trochę czasu. Zrobiłem
trzy wraz z Tonks. Dwa wykorzystamy dzisiaj, ostatni zostanie na odpowiedni
dzień.
Łapiesz za stary zegarek, a kiedy Remus wymawia hasło, tracisz grunt
pod nogami. Świat zaczyna wirować, a cała treść żołądka podskakuje ci do
gardła. W końcu, po niecałej minucie uderzacie w twardy grunt. Chwiejesz się, a
świat nadal kręci się w twojej głowie. Silne ramiona wilkołaka pomagają ci
utrzymać pion.
– Nienawidzę ich – burczysz, na co chichocze wesoło. Kiedy tylko twoje
ciało opuszczają skutki podróży magicznej, rozglądasz się dookoła. Znajdujecie się na skraju dróżki, a dookoła są jedynie wysokie drzewa.
– Gdzie jesteśmy?
– W Norwegii, niedaleko twojej posiadłości – odpowiada. – To zaledwie
kilka minut.
Idziesz za nim posłusznie. Znajdujecie się w środku lasu, gdzie jest
całkowicie ciemno. Jedynie księżyc świeci, drwiąc z Remusa. Pozwalasz się mu prowadzić, choć ty sam straciłeś już dawno orientacje. Nie byłbyś w stanie stwierdzić gdzie wylądowaliście, ani tym bardziej gdzie może znajdować się twoja posiadłość. W końcu jednak stajcie, jednak z twoim słabym wzrokiem widzisz jedynie jeszcze ciemniejszy obraz przed sobą.
– To tu – mówi Lupin, oświetlając końcem różdżki starą, mosiężną
bramę. Przyglądasz się jej – na złączeniu znajduje się herb twojej rodziny,
który zdobi twoje ciało. Dumny herb w swojej największej chwale.
– Eee… I co teraz?
– Jesteś niemożliwy – Remus śmieje się. – Przyłóż dłoń do herbu i każ
się otworzyć wrotom.
Sceptycznie nastawiony wykonujesz polecenie. Po twoich słowach przez
chwilę nie dzieje się nic, a ty masz zamiar już powiedzieć przyjacielowi co o
tym wszystkim myślisz, ale nagle brama otworzyła się i zapaliły się pochodnie.
Na wprost was znajduje się dróżka, gdzie po obydwu jej stronach świecą się
magiczne lampy. Niepewnie ruszacie, a ty patrzysz wielkimi oczami na dworek. Był duży, kilku piętrowy. Kiedy bliżej podeszliście zauważyłeś, że został
wykonany z jakieś jasnej cegły, niestety noc nie pozwala ci na bliższe obejrzenie rodzinnego majątku.
Wchodzicie po schodach, gdzie po dwóch stronach postawione są kolumny, podpierające trójkątny dach. Stoisz chwile niepewnie, ale ponaglany spojrzeniem
Remusa, łomoczesz kołatką. Drzwi odskoczyły natychmiast. Wchodzicie.
Pomieszczenie jest głównym holem, z którego prowadzą kręte schody na górę i
kilka korytarzy po prawej i lewej strony. Podłoga wykładana jest marmurową posadzką, a bordowe ściany zdobią portrety i obrazu. Srebrny żyrandol oświetla całe pomieszczenie, nie pozwalając ukryć się ani błyszczącym zbroją czy finezyjnym rośliną. Na samym środku stoi grupka skrzatów, ubrana w eleganckie, małe surduty, na które podnosisz do góry brew ze zdziwienia. Jedne z nich kręcą się z podekscytowania, a drugie cmokają ze znudzenia.
– Już są, już są! – Piszczy jedna elfka, trzymając się za uszy.
Kiedy was tylko zauważyła, pisnęła, wyskakując do przodu.
– Lord Potter, sir – Chcesz się cofnąć w pierwszym odruchu, ale za
tobą stoi Remus. Masz wrażenie, że skrzat zaraz przytuli się do twojej nogi.
– Z drogi, wy łachudry. Nie macie co robić? – Z jednego z korytarzy
wypłynął duch, jednak był o wiele bardziej realny niż te, które widujesz w Hogwarcie. Jest wysoki o srogim wyrazie twarzy. Ubrany w staromodną
szatę, a przy pasie przypiętą ma pochwę z mieczem. Przypomina ci jednego ze średniowiecznych rycerzy, który na turniejach walczyli o rękę dam.
– Lordzie Potter – kiwa wam głową. – Cieszymy się, że w końcu
zawitałeś w nasze progi.
– Cześć – odpowiadasz niepewnie, popisując się zwyczajową elokwencją. – Eee… Mamy drobną sprawę.
– Wy, durne elfy, natychmiast przygotować komnaty – warczy duch.
Skrzaty natychmiast rozpierzchły się na wszystkie strony.
– Wybacz, lordzie, strasznie się ucieszyły na wieść o twoim powrocie –
duch podchodzi do was, przyglądając się tobie uważnie. – Zdecydowanie
odziedziczyłeś cechy swojego ojca, ale oczy…
– Mam po mamie – kończysz za niego. – Tak, wiem. Wybacz mi, ale do
niedawna nie wiedziałem o żadnym spadku, więc jestem trochę oszołomiony, że mam
taki dwór.
– Dwór? – Duch prycha. – To zaledwie domek letni. Lordzie, musisz
koniecznie odwiedzić Rezydencję.
– Na pewno to zrobi – wtrąca się Remus. – Udało nam się nagiąć zasady.
Harry jeszcze nie skończył siedemnastu lat, dlatego jeszcze nie są mu
przepisane wszystkie dobra rodzinne.
Duch mruży oczy, wyraźnie niezadowolony. On urodził się w innej epoce, gdzie nie istniały bezsensowne zasady.
– Są jego od niemowlęcia – mówi z mocą lokaj.
– Eee… Jak się nazywasz? – Nie wiesz czemu to takie ważne, ale chcesz to wiedzieć.
– Wybacz, lordzie. Jestem Roland deMimsy – skłania się niczym najprawdziwszy sługa. – Dostałem zaszczyt zarządzania tym dworkiem.
– Rolandzie – podejmujesz. – Mam do ciebie prośbę. Chcielibyśmy
umieścić tu kilka osób, którym obiecałem zapewnić bezpieczeństwo. Muszę mieć
pewność, że nic się im tu nie stanie.
– To byłaby zniewaga, gdybym dopuścił do jakiejkolwiek krzywdy –
odpowiada zgorszony takim pomysłem. – Twoja posiadłość, lordzie, jest całkowicie bezpieczna. Twoi
przodkowie już o to zadbali. Nawet gdyby puściły zabezpieczenia, mamy tutaj
wiele innych niebezpieczeństw – tu uśmiecha się paskudnie. Nie jesteś zbyt
ciekawy co ma na myśli. Widziałeś już taką minę u Filcha, a ona nie wróżyła
nic dobrego.
– Ile przybędzie twych gości, lordzie i kiedy?
– Osiem, w tym jedno dziecko – mówisz. – Dzień przed Halloween.
– Wszystko będzie gotowe.
– Niestety nie będę w stanie sam ich przyprowadzić – kontynuujesz,
wskazując na Remusa. – Jest przyjacielem mego ojca i moim, dba o mnie. Został
moim pełnomocnikiem. To on przyprowadzi tych ludzi. Chcę, byście traktowali go
na równi ze mną.
– Wedle rozkazu, lordzie. Teraz proponowałbym sen.
– Niestety, Rolandzie, muszę wracać do Hogwartu.
Czujesz się dziwnie, opuszczając dwór. Wydaje ci się, że właśnie
odchodzisz z domu. Jakaś część ciebie chciała tam zostać na zawsze.
Robisz się sentymentalny, Potter. Głos Malfoy'a jest tak samo cierpki jak zawsze.
Robisz się sentymentalny, Potter. Głos Malfoy'a jest tak samo cierpki jak zawsze.
**
Dzień przed
Świętem Zmarłych jest napięty. Czujesz zdenerwowanie. Wiesz, że wszystko
zostało już dokładnie zaplanowane, ale wciąż pozostaje coś, co chwyta cię za
serce.
Wieczór nadchodzi szybko, o wiele za szybko jak na twój gust.
Spotykacie się we Wrzeszczącej Chacie. Czekasz na wszystkich, których zwerbował
Malfoy. Przychodzą jedno po drugim, patrzą na ciebie z zaskoczeniem.
– Potter? – Nott nie jest zadowolony, że to akurat ty stajesz się jego
wybawicielem.
– Słuchajcie mnie uważnie – zaczynasz, mając po swojej prawej stronie
Malfoy’a. – Wasze rodziny za niedługo się zjawią. Będzie to ostatnia chwila w
jakiej się z nimi zobaczycie. Będziecie mogli pisać listy, które będą
przekazywane przeze mnie.
– Będą bezpieczne? – pyta Zabini, wychodząc z szeregu.
– Jedyną gwarancją będzie wasze milczenie – odpowiada Malfoy, wyjmując
jednocześnie różdżkę. – Przysięgnijmy wszyscy.
Są niepewni, widzisz to. Bez problemu wyciągasz przed siebie różdżkę,
patrząc na nich prowokacyjnie. Po chwili robi to każde z nich. Najpierw Zabini,
potem Nott, siostry Greengrass i na samym końcu Blackburn. Słowa przysięgi są
proste, ale konsekwencje okrutne.
– Teraz chodźmy – mówisz, prowadząc ich tunelem do Zakazanego Lasu.
Dochodzisz do wskazanego miejsca, gdzie spotykasz nie tylko Remusa, ale też
Tonks i Billa.
– Cześć – witasz się z nimi ciepło.
– Zniszczymy ślad magiczny – odpowiada najstarszy syn Weasley’ów. –
Przez kilka dni będzie się on unosił, dlatego postaramy się go jak najbardziej
zniszczyć.
Kiedy?
Za dosłownie minutę.
Tuż po jego słowach zaczęły pojawiać się postaci. Są zaskoczone i
jednocześnie zmieszane.
– Spokojnie – mówisz. – Jesteśmy tutaj po to, by zapewnić wam
bezpieczeństwo.
– Nie prosiliśmy o to – warczy Blackburn. Jest wysokim, umięśnionym
mężczyzną o brzydkim wyrazie twarzy.
– Nie interesuje mnie to. Dobiłem targu z waszymi dziećmi, nie z wami –
odpowiadasz zimnym tonem, pozwalając na to, by na chwilę wypłynęła z ciebie
magia. To są dorośli ludzie zaszczuci przez wojnę. Musisz pokazać im, że
jesteś silniejszy, by nie zostać zdeptanym.
– To jest ostatnia chwila, pożegnajcie się. Nie wiem kiedy zobaczycie
się z waszymi dziećmi. Może nawet wcale, nie wiem. Wszystkie listy dawajcie
Remusowi, on przekaże je mi, a ja je potem rozdam.
Potter
Twoja magia jest niezadowolona, ale posłusznie wraca w głąb ciebie. Ty
odwracasz się na pięcie do przyjaciół.
– Jesteś przerażający – stwierdza wesoło Nimfadora. – Wiedziałam, że
jesteś najlepszym wyborem.
– A tam – rumienisz się.
– Harry, czasami po prostu nie widzisz ile robisz – dodaje Bill. –
Wiedz, że jesteś zaproszony na mój ślub.
– Z kim? – Unosisz na niego zaskoczony wzrok. Mężczyzna szczerzy zęby.
– Z Fleur
– Fiu, fiu.
– Harry, już czas – odzywa się Remus. – Później sobie pogadacie.
Wzdychasz.
– Uwaga, już czas. Podejdzie tutaj, Remus ma świstoklik, który
przeniesie was do zimowej rezydencji mojej rodziny – tłumaczysz. – Wszystko, co
się tam znajduje, będzie do waszej dyspozycji. Mój lokaj jak i skrzaty zostały
poinformowane o waszym przybyciu. Do zobaczenia.
Patrzysz jak każde z nich, jedna kobieta z dziewczynką na dłoniach,
dotyka koperty. Mgnienie oko później zostaliście tylko wy.
– Do zobaczenia – żegnasz się z Billem i Nimfadorą, który już zaczęli
procedurę usuwania śladu. Prowadzisz z powrotem do Hogwartu, gdzie Ślizgoni,
oprócz Malfoy’a, natychmiast znikają.
– Uwielbiam tę waszą wdzięczność – prychasz.
– Potter, czuj się zaproszony na naszą imprezę halloweenową –
odpowiada. Marszczysz brwi.
– Jaką?
– Jutro o dwudziestej drugiej, w naszych lochach. Tylko się ubierz
jakoś, poproś nawet Weasley czy Granger, by ci ciuchy wybrały – mówi na
odchodnym, a potem znika w jednym z korytarzy, zostawiając się z głupim wyrazem twarzy.
**
Na bankiet każdy
z was przybywa w odświętnie ubranej szacie. Jesteś szczęśliwy, kiedy możesz w
końcu wydostać się z Wielkiej Sali i zrzucić togę, która jest strasznie
niewygodna. Nim jednak zrobiłeś coś więcej, do twojego dormitorium wchodzi Ginny.
– Mam zadanie – stwierdza, bezczelnie zaglądając ci do kufra. Jesteś
onieśmielony jej zachowaniem, dlatego nie reagujesz, kiedy każe ci się ubrać w
wybrane przez siebie ciuchy.
– Źle – prycha.
– Co tu się dzieje? – pyta Ron, patrząc uważnie na swoją siostrę.
– Nic, co cię powinno interesować – warczy rudowłosa,
jednocześnie ciągnąc cię za rękę. Twoja twarz wyraża pełne zaskoczenie. Nim się
orientujesz, zostajesz zaciągnięty do jej dormitorium. Nie pytasz jak się jej
to udało, że schody nie zapiszczały na obecność chłopaka.
– Mary, pożyczymy trochę – mówi Ginny w stronę drzwi od łazienki. –
Twój brat jest rozmiarów Harry’ego, a ten idiota nie ma żadnych porządnych
ciuchów na imprezę.
– Jaką imprezę?
- Nie ma problemów! – Odkrzyknęła Mary w tym samym czasie, co ty pytasz.
– Harry, pamiętasz, imprezka u Ślizgonów – mówi rudowłosa, grzebiąc w
kufrze współlokatorki. Kiedy znajduje to, co chce, każe ci się w to ubrać.
– Skąd wiesz? – Przymierasz ubrania z pewną rezerwą.
– Też idę i ktoś mi wspomniał, że ty też, a znając ciebie, to nawet
byś się porządnie nie ubrał – wypomina ci, oceniając ubiór. Nie jest jednak
zbyt zadowolona, dlatego spędzasz w jej dormitorium wiele czasu.
– Voila! – Krzyczy wesoło Ginny. Z westchnieniem odwracasz się w
stronę lustra. Nie wiesz już która jest to sztuka odzieży, jaką każe ci
przymierzyć rudowłosa wiedźma.
Masz na sobie cienki sweter z większym dekoltem i rękawami trzy
czwarte o srebrnym kolorze. Zauważasz nawet małego smoka, który wyszyty był
czarną nicią na małej kieszeni. Do tego czarne spodnie z paskiem nabitym
ćwiekami i srebrną klamrą.
– Wyglądam jak Ślizgon – jęczysz.
– Nie marudź – Ginny bynajmniej nie jest dla ciebie zbyt wyrozumiała.
Szybko dopada do twojej fryzury, jednak po kilku próbach, poddaje się. Z tym
nikt nie był w stanie sobie poradzić. Sławna czupryna Potterów rządziła się
własnymi prawami.
– Wyglądasz super – Mary wyszła z łazienki, sama ubrana w liliową
sukienkę. Miała upięte wysoko włosy i delikatny makijaż.
– Ty też – odpowiadasz szczerze, na co rumieni się delikatnie. – A poza
tym, czemu masz ubrania brata?
– To bliźniaki – tłumaczy Ginny. – Pakują się na ostatni dzień i
ładują gdzie popadnie, nie patrząc co jest czyje.
Mary uciekła szybko z powrotem do łazienki zawstydzona. Kręcisz głową.
– Poczekać na was?
– To trochę zajmie – stwierdza Ginny. Siadasz wygodnie na łóżku,
czekając.
To nielegalna
impreza?
Od kiedy to ma
znaczenie?
Ciekawość.
Dziewczyny się szykują.
Potter? Dziewczyny?
Jaki z ciebie ogier. Spuścić cię ze wzroku, a tu nagle są dziewczyny. No, no,
no…
Odpieprz się.
Widzę te rumieńce,
Potter! Śmiech Malfoy’a przybliża go tylko do
egzekucji.
Czemu wcześniej nie
wiedziałem o tej imprezie?
Bo nie wpuszczamy
na nie takich narwanych Gryfiaków jak ty. To zamknięta impreza, wpuszczamy
tylko niewielu spoza Slytherinu. Czuj się wybrańcem.
Chyba znam to
uczucie. Uśmiechasz się wesoło do myśli.
Nie wiesz ile minęło czasu, ale w końcu Ginny i Mary były gotowe.
Musisz przyznać, że wyglądały naprawdę ładnie. Mary ubrana w liliową sukienkę
sprawiała wrażenie delikatnej kobiety, za to Ginny, ubrana w ciężką spódnicę do ziemi i wydekoltowaną
koszulkę, była jej całkowitym przeciwieństwem. Podałeś im ramiona i
wymaszerowaliście z Pokoju Wspólnego niczym władcy.
Na miejscu zostaliście obrzuceni nieprzychylnymi spojrzeniami, ale
jedno słowo Ginny wystarczyło, by was wpuścić. Od razu doszła do ciebie głośna
muzyka, która jakoś dziwnie kojarzyła ci się z mugolskimi piosenkami. Ginny
zaciągnęła cię wraz z Mary do ich znajomych. Poznałeś kilku młodszych
chłopaków, z którymi pośmiałeś się i wypiłeś piwo kremowe. Potem zaczęły się
tańce.
Uciekasz jak się da, ale jesteś już lekko pijany, dlatego dajesz się zaprowadzić
Ginny na parkiet przy śmiechu jej znajomych. Złorzeczysz na nią, jednak
rudowłosa wiedźma za nic ma twoje pogróżki. Wypiłeś jeszcze kilka drinków, które nie wiadomo skąd się wzięły, abyś dał się ponieść.
Nie wiesz jak to się stało, że znalazłeś się nagle sam w tłumie
tańczących. Nawet nie przypominasz sobie, by rudowłosa schodziła z parkietu. Obijasz się o kogoś. Jest to wyższy chłopak o ciemnych włosach, który patrzy się na ciebie jakoś dziwnie.
– Jesteś tu sam? – Mrużysz oczy na sugestywny ton. Alarm w twojej głowie piszczy, informując o nadchodzących problemach.
– Nie jest – słyszysz odpowiedź, ale to nie ty ją mówisz. Zaskoczony
czujesz szarpnięcie i wpadasz w znajome ramiona. Malfoy wyciąga cię z podpitej
grupy, mocno zaciskając dłoń na twojej. Masz nawet przeczucie, że jutro
zobaczysz na niej odciski jego palców.
Gdzie idziemy?
Malfoy nie odpowiada ci, bez słowa ciągnąc w tylko sobie znanym
kierunku. W końcu lądujesz w jakimś pokoju, a on rzuca cię na łóżko. Jego oczy
błyszczą niebezpiecznie. Nie jesteś w stanie skupić się na czymkolwiek, Ślizgon zajmuje całe twoje myśli.
– Potter, musiałeś się tak najebać? – Warczy. – Gdybym nie przyszedł
ci pomóc, to by cię tam zeżarli!
– Nie musiałeś – odpyskujesz, jednak jesteś mu wdzięczny. Sam, w tym
stanie, mógłbyś sobie nie poradzić.
– Tak?
Nie trzeba było
tego mówić, myślisz, widząc, jak chłopak odwraca się
w stronę drzwi. Dopadasz do niego, przytulając się mocno do jego pleców.
– Dzięki, Malfoy – mówisz cicho. – Ginny mnie zaciągnęła na parkiet, a
potem trochę wypiłem i nagle znalazłem się sam.
– Myśl następnym razem – odpowiada szorstko, ale wiesz, że już został
ugłaskany.
– Draco? – Rozlega się kobiecy głos po drugiej strony. Coś w tobie burzy się na ton dziewczyny.
– Wszystko w porządku, Pansy.
– Obiecałeś mi taniec, Draco.
– Już – Malfoy sięga dłonią klamki, otwierając drzwi. Popchasz go, na co drzwi zamykają się z hukiem.
– Draco?
– Co do… - Ślizgon odwraca się w twoją stronę, co skrzętnie
wykorzystujesz. Przywierasz do jego ust, rzucając mu wyzwanie. Patrzy ci prosto
w oczy, a za jego własnymi czaiła się bestia.
– Potter – to było ostrzeżenie, wiesz o tym, myślisz nawet o tym by
się wycofać, ale ta tępa idiotka za drzwiami cię tylko wkurwia..
– Draco – odpowiadasz z szelmowskim uśmiechem, skubiąc jego wargę.
Ojejuniu. Ja chcę więcej!! :D Ta atmosfera, narracja, charakter postaci i twój styl pisania jest niesamowity. Trochę mi szkoda, że sie tam je żywa, ale muszę ci przyzanc, że masz talent i nawet takie głupie programy nie powinny tego zniszczyć. Mi nie prżeszkadza, że akcja tak leci. Tak jest idealnie. Och, lew kontra lis cokolwiek byle by było. ;) Wiesz, najbardziej mi sie podoba w tym opowiadaniu - Draco. Jego nie na ha na postawa. W niektórych ff jest taki odpychajacy, ze aż czytać nie można. U cb tego nie ma i dlatego tak sie dobrze czyta.
OdpowiedzUsuńPozdrawaim, weny życzę i zapraszam na mój blog :)
Przepraszam za wszystkie błędy, ale tablet i jego autokorekta jest straszne wkurzajaca i nie chce pójść na kompromis
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. Spokojnie, mój telefon robi mi podobne żarty ;)
Usuń49 years old Business Systems Development Analyst Ambur Franzonetti, hailing from Saint-Jovite enjoys watching movies like Americano and Sudoku. Took a trip to Timbuktu and drives a Legacy. przejsc do mojego bloga
OdpowiedzUsuń