Jest, udało mi się zdobyć trochę wolnego czasu, yatta! Nigdy bym nie pomyślała, że studia to aż taka kupa roboty. Wiecie, straszą nas tak z podstawówki do gimnazjum, z gimnazjum do liceum i z liceum do studiów. A tu, bach! I mieli rację >< No cóż, będę się starała jakoś zdobyć ten cenny czas tak jak dzisiejszego poranka (który istnieje zamiast mojego wf^^)
Co do poprzedniego rozdziału, dziękuję za opinię. Przyznaję rację, że to jest inkub, ponieważ mężczyzna. Z rozmachu napisałam źle, dlatego dziękuję za wytknięcie błędu.
Wiem, że muszę wciąż pracować nad tym, by pisać w odpowiednim czasie. To niezwykle trudne, by się tego trzymać. Teraz sama nie wiem czemu w ogóle sobie wybrałam te formę <mysli>
Bety na pewno będę poszukiwać i jak ktoś byłby zainteresowany to proszę pisać w komentarzu, a na pewno się odezwę ;).
Opisy, no tak. Nie lubię ich, powiem szczerze ;). Postaram się oczywiście nad tym popracować.
D.C Gdzie znalazłaś w tytule kropkę? Chyba, że chodziło o dwukropek? Bo teraz nie wiem.
Serdecznie dziękuję za opinie.
Smacznego.
Zmierzasz do Wrzeszczącej Chaty, gdzie miałeś spotkać się z Remusem. Były profesor napisał do ciebie zeszłego dnia, byś stawił się w tym przeklętym miejscu. Dziwisz mu się, że wciąż chce odwiedzać swoje szkolne więzienie. Czujesz dumę na myśl o ojcu i Syriuszu, którzy mimo wielu przeciwnością, nie opuścili swojego przyjaciela. Przez chwilę zastanawiasz się czy i ty mógłbyś się tak poświęcić. Nauka animagii, w szczególności, kiedy nie jest ona kontrolowana przez wykształconego nauczyciela, może skończyć się tragicznie. Czarodziej może ugrzęznąć w swojej animagicznej formie, a po niedługim czasie stać się zwykłym zwierzęciem, dlatego sztuka ta jest tak pilnie strzeżona przed niechcianymi oczami.
Remus na samym początku cię nie zauważa, siedząc na stołku i patrząc
przed siebie niewidzącym wzrokiem.
– Cześć – witasz się cicho. Miodowe oczy przenoszą się na ciebie, a ty
tylko widzisz wilkołaka, który szarpie się w próbie ucieczki.
– Witaj, Harry – odpowiada w końcu, skupiając swoją uwagę na tobie.
– Czy udało ci się załatwić wszystko? – Pytasz ciekawie. Od waszej
rozmowy minęło zaledwie dwa tygodnie, a to niezbyt dużo czasu na znalezienie
schronienia.
– W większości – odpowiada w końcu. – Dokopałem się do całego twojego
spadku, który odziedziczysz wraz ze swoją pełnoletniością. Próbowałem znaleźć coś
w testamencie Syriusza, jednak mieszkania te są albo zbyt zniszczone, albo
łatwo dostępne.
– Więc gdzie?
– Norwegia – mówi cicho. – Ród Potterów ma tam zimową posiadłość.
Próbowałem się tam dostać, ale zabezpieczenia nie chciały mnie przepuścić.
– Skoro odziedziczę ją dopiero za rok, to jaki z niej pożytek? – Pytasz
ciekawie. Jesteś lekko zaskoczony informacją, że jeszcze masz dostać jakieś
dobra rodzinne. Sądziłeś, że skarbiec w Gringott jest jedynym, co dostałeś od
rodziców.
– Rozmawiałem o tym z gobilnem – mówi, a widząc twoje zaskoczenie,
tłumaczy. – Chyba nie myślałeś, Harry, że to czarodzieje zajmują się spadkami?
Choć jest taki departament w Ministerstwie, to jeśli jednak chodzi o potężne,
stare rody, to jak zawsze o wszystkim wiedzą gobliny. Jest to spore
zabezpieczenie dla majątku, bo gobliny mają inną mentalność niż my.
Kiwasz głową na znak, że rozumiesz. Choć nigdy nie podobały ci się te
małe, chciwe stworzenia, to jednak wiesz, że nie kierują nimi ludzkie pobudki.
– Goblin, zajmujący się majątkiem Potterów nie jest takim służbistą,
dlatego jeśli udowodnię mu twoją przynależność do rodu, pozwoli ci na pewne
manewry. Dogadałem się z nim o tę posiadłość.
– Mam do niego pójść? – Zastanawiasz się jak mógłbyś oszukać
dyrektora.
– Nie, Harry – Remus kręci rozbawiony głową. – Czasami zapominam, że
tak mało wiesz o naszym świecie. Wystarczy, że dasz mi kilka kropel swojej
krwi. Jeśli należysz do Potterów, Goblin to wyczuje.
– To jest obrzydliwe – wzdrygasz się, próbując wyrzucić z głowy obraz
pomarszczonego stworzenia, który pije twoją krew z kielicha.
– Krwi nie oszukasz – mówi nagle Lunatyk. – Krew płynąca w twoich
żyłach jest jedynym węzłem rodzinnym, którego nigdy nie zerwiesz.
– Lunio?
– Przepraszam – uśmiecha się smutno. – Syriusz mi tak powiedział po
tym jak został wydziedziczony i uciekł do Jamesa na szóstym roku. Mówił, że
choć matka próbowała go pozbawić dziedziczności, tak nigdy nie mogła tego
zrobić. Krew była jedyną rzeczą, której Łapa nie mógł w sobie zmienić.
Słuchasz, zastanawiając się. Przypominasz sobie ojca chrzestnego,
którego obserwowałeś kilka razy z ukrycia. Syriusz, kiedy myślał, że nikt nie
widział, siedział w pokoju, gdzie na ścianie rozciągało się całe drzewo
genealogiczne jego rodziny. Pił Ognistą Whiskey, mówiąc bez składu i ładu.
Wiele razy przeklinał, wyzywał, a często też płakał. Wiele razy Harry słyszał,
że padało imię „Regulus”.
– Remusie, czy wiesz kim jest Regulus?
Oczy byłego nauczyciela zabłysły na jedną chwilę, a potem mężczyzna
jakby zapada się w sobie.
– Był to młodszy brat Syriusza – mówi. – Z tego co wiem, jako dzieci
byli ze sobą bardzo blisko. Regulus podziwiał Syriusza, ale potem zaczęła się
szkoła. Pod wieloma względami byli do siebie podobni, jednak dzieliło ich
jedno. Syriusz potrafił powiedzieć nie, a Regulus był zbyt podatny.
Lupin westchnął.
– Regulus został Śmierciożercą, a potem słuch po nim zaginął. Syriusz
wiele razy obwiniał siebie. Mówił, że gdyby został z nim lub zabrał go ze sobą,
to skończyłoby się inaczej.
– Nie mamy wpływu na czyny innych.
– Może tak, może nie – Remus wzrusza ramionami. – Regulus był miłym
chłopakiem, ale bardzo łatwo było na niego wpłynąć. Jego matka, kiedy
zobaczyła, że Syriusz się do niczego nie nadaje, zaczęła wpajać mu wartości
czystej krwi. Wiesz, raz, chyba na piątym roku, wybuchła duża kłótnia między nimi.
Wtedy Syriusz powiedział Regulusowi, że jego jedynym bratem jest James. Wydaje
mi się, że to złamało Regulusa.
Słuchasz z otwartymi ustami. Starasz się zrozumieć, jednak wiesz, że
pewnych rzeczy nigdy nie będziesz w stanie ogarnąć. Pewne wojny rozgrywają się
w domu, a myślisz, że są one o wiele gorsze niż te, które toczą się za pomocą
różdżki i zaklęć.
– W co mam ci dać tę krew? – Zmieniasz temat, za co Remus jest ci
widocznie wdzięczny. Ze swojego płaszcza wyjmuje małą fiolkę. Za pomocą
zaklęcia przecinasz nadgarstek, napełniając naczynie.
– Musisz dać mi pełne pełnomocnictwo, bym mógł za ciebie załatwić
wszystko – mówi Lupin. – Bez niego zbyt wiele nie wskóram, a ty nie możesz
opuścić Hogwartu. Później pomyślimy jak to zrobić, by zabezpieczenia się
otworzyły bez ciebie.
– Mam coś podpisać?
Remus kręci głową, tłumacząc ci proste zaklęcie pełnomocnictwa.
Rzucasz je szybko. Jeszcze chwilę rozmawiacie o nieistotnych sprawach, a potem
każde z was idzie w swoją drogę.
Norwegia, Potter?
Moja matka nienawidzi zimy.
Twój śmiech prowadzi cię do zamku.
**
Hedwiga pojawia
się całkowicie brudna, zmęczona i ma ochotę zadziobać cię na śmierć. Z trwogą
zauważasz krew na jej piórach i natychmiast, mimo jej skrzekliwych protestów,
idziesz do Hagrida. W pierwszych odruchu myślisz o madame Pomfrey, jednak
przecież jej pacjentami są ludzie, a nie sowy.
– Hagridzie? – Pukasz w drzwi chatki, a już po chwili otwiera je
olbrzym.
– Harry, cholibka, a co ty tu robisz? – Uśmiecha się, ale zaraz
zauważa sowę na twoim ramieniu. – Co jej się, kurka, stało?
– Nie wiem – wchodzisz do środka. – Przyleciała w takim stanie.
– Postaw ją na stolik – mówi ci, jednocześnie wyjmując coś z szafki.
Napełnia misę gorącą wodą.
– Wygląda na to, że ktoś, cholibka, chciał ci sowę przechwycić.
Patrzysz w milczeniu na jego zabiegi. Choć Hagrid jest w połowie
olbrzymem i raczej spodziewałbyś się po nim gwałtowności tego gatunku, widzisz
coś całkowicie przeciwnego. Swymi wielkimi dłońmi delikatnie zajmuje się
Hedwigą, która patrzy na ciebie oskarżycielsko swymi ciemnymi oczami.
– Twarda sztuka – odzywa się Hagrid, kiedy bandażuje jedno ze
skrzydeł. – Ma na pazurach i dziobie krew. Pewnie dała temu łobuzowi do wiwatu.
Uśmiechasz się, głaszcząc ją po głowie.
– Dziękuję, Hagridzie, bez ciebie nie wiem co bym zrobił – mówisz,
faktycznie mając to na myśli. – Byłeś pierwszą osobą o której pomyślałem.
Olbrzym wygląda na zawstydzonego, dlatego bąka jakieś słowa.
– Herbatki?
– Z przyjemnością.
**
Harry,
Cholera, wiedziałem,
że tak to się skończy. Nie jestem ślepy, widzę co się dzieje na świecie. Prorok
o większości rzeczy nie pisze, ale zbyt często jeździmy z drużyną na różne
boiska, by tego nie widzieć.
Ludzie są zmęczeni
i przerażeni. Ich domy są zrujnowane, a oni nie wiedzą co ze sobą zrobić.
Masz mnie. Jestem
Gryfonem, wstąpię w twoje szeregi.
O.Wood
Księżniczko ty
nasza,
Jeszcze się pytasz?
Zgłaszamy pełną gotowość do działania. Zyskałeś właśnie najlepszy duet na
świecie. Kiedy się spotkamy na ferie, przygotuj się. Chcemy wiedzieć wszystko!
F&G
Ps. Jakiś tam Lee
chce się przyłączyć.
Drogi Harry.
Masz rację. W stu
procentach. Mam dosyć tego, że ten bydlak dalej stąpa po ziemi. Powinien zginąć
za to co zrobił. Nie mogę się już dalej bać.
Jestem gotowa, by
walczyć tak jak Cedrik.
Cho Chang
Harry,
Masz całe pokolenie
pełnoletnich Weasley’ów po swojej stronie
Bill
Ps. Może z
wyjątkiem Percy’ego.
C.
Drogi Harry,
Wiem wszystko od
Lunatyka. Jestem z tobą, urwisie!
Tonks.
Uśmiechasz się. Udało ci się pozyskać sojuszników. Twoje pionki rozstawiają
się na szachownicy, a ty jesteś gotowy do wykonania pierwszego ruchu.
Malfoy, byłeś
kiedyś w Komnacie Tajemnic?
Ona nie istnieje,
Potter.
Przekonasz się?
**
Spotykacie się w
łazience Jęczącej Marty, a po minie Ślizgona widać, że jest zdegustowany samym
pomysłem przebywania tu.
– Potter i chcesz mi powiedzieć, że właśnie tutaj jest wejście? –
Kpina w głosie Malfoy’a jest wręcz namacalna. Ignorując go, podchodzisz do
umywalki, gdzie znajdują się wygrawerowane węże. Dotykasz jednego palcem. Jak zahipnotyzowany
patrzysz jak ten przepływa na twoją skórę i pnie się wyżej po dłoni.
– Cholera – upadasz na kolana, czując nieprzyjemne pieczenie.
– Potter, to nie jest zabawne – warczy Malfoy wyraźnie wystraszony.
Podchodzi do ciebie szybko.
– Co tam mam? – Pytasz w zamian, ściągając przez głowę koszulę. Ślizgon
wciąga ze świstem powietrze.
– Powiedzmy sobie, że właśnie zyskałeś błogosławieństwo Slytherina –
mówi. – Nie chcesz tego widzieć, wierz mi.
Przez chwilę się wahasz, ale po chwili nakładasz z powrotem ubranie,
podnosząc się. Syczysz, na co przejście otwiera się. Doświadczenie nauczyło cię, że lepiej ignorować większość dziwnych wydarzeń.
– Potter, ja tam nie wskoczę.
Z przyjemnością ciągniesz za sobą Malfoy’a prosto w dziurę. Śmiejesz
się, kiedy zjeżdżacie po rurze w dół.
– Fuj.
Ignorujesz Śizgona, kierując się do głównej sali. Truchło bazyliszka
gnije, wydając przeraźliwy odór.
– Co się z tym stało?
– Zabiłem go na drugim roku – odpowiadasz beztrosko, a słysząc
niedowierzające sapnięcie Malfoy’a, uśmiechasz się szeroko.
– Wiedziałem, że jesteś dziwny, Potter, ale ciebie chyba zbyt wiele
razy upuszczono w kołysce.
– Nie marudź, tylko pomóż mi się go pozbyć albo przynajmniej tego
smrodu. Będę potrzebował tej sali.
– Nie łatwiej byłoby poprosić skrzaty?
– I co mam im powiedzieć? – Patrzysz się na niego jak na idiotę.
Mężczyzna wzdycha, wykonując zaklęcia czyszczące.
– Jestem Malfoy’em – słyszysz mruczenie. – Nie jakimś pieprzonym
służącym.
**
Lista zaklęć
stworzona przez Flitwicka pojawia się przed tobą pewnego poranka. Patrzysz na
kopertę, rozrywając ją szybko.
Mam nadzieję, że
się panu przydadzą. F.F
Od razu odwracasz głowę w stronę stołu ciała pedagogicznego. Mały
nauczyciel siedzi obok opiekunki Hufflepuffu. Kiedy wasze oczy się krzyżują,
kiwasz mu głową. Mruga do ciebie jedynie wesoło. Uśmiechasz się, czym
zaskarbiasz sobie pełne zniesmaczenie spojrzenie Snape’a. Omal zapomniałeś o
jego obecności. Od kiedy nie masz z nim zajęć – Mistrz Eliksirów przyjmuje
jedynie z wybitnymi – czujesz się wolny. Nikt inny z profesorów nie czepia się
ciebie z powodu nazwiska, a jest to wyjątkowo przyjemne.
– Co tam masz? – Hermiona zagląda ci przez ramię.
– Pewien projekt – kłamiesz gładko. – Profesor Flitwick dał mi
zagadnienia, bym mógł poprawić swoje oceny.
Przez chwilę wydaje ci się, że przyjaciółka cię przejrzała, jednak
zaraz jej oblicze rozjaśnia uśmiech.
– Jestem z ciebie dumna – mówi. – Jeśli będziesz miał z czymś problem,
to z chęcią ci pomogę.
– Na pewno – czujesz się trochę źle, że kłamiesz jej w żywe oczy, ale
wolisz zachować swoje atuty dla siebie. Niektóre z tych zaklęć na pewno
wprowadzisz na zajęciach Gwardii. Teraz jednak masz całkowicie inny pomysł.
– Hermiono? – Przyciszasz lekko głos, na co dziewczyna pochyla się w
twoją stronę. – Czy wiesz już może jakie jest główne zaklęcie Mapy Huncwotów?
– A po co ci to? – Marszczy brwi. – Niestety dalej nie wiem.
– Po prostu, ciekawość.
**
Siedzisz w bibliotece, przeglądając księgi. Masz pomysł, który musisz
zrealizować.
Potter, gdzie
jesteś?
Biblioteka.
Myślą nie wierze.
Prychasz na odpowiedź blondyna. W niedługim czasie pojawia się przed
tobą, lekko zmachany jakby biegł. Siada na wolnym krześle, jednocześnie patrząc
na leżące książki.
– Do czego to?
– Jak mi wyjdzie to się dowiesz – zbywasz go. – A teraz mów co
chciałeś.
W Malfoy’u natychmiast zachodzi zmiana. Staje się spokojny i uważny.
– Czy byłbyś w stanie rozciągnąć swoją ochronę na inne osoby?
– To znaczy?
– Kilkoro osób jest w stanie opowiedzieć się po twojej stronie, jeśli zapewnisz
bezpieczeństwo im rodzinom – odpowiada. Patrzysz na niego uważnie.
Posiadłość w
Norwegii jest duża, więc myślę, że wszyscy mogliby się pomyśleć. Kogo masz na
myśli?
Matkę Zabini’ego,
rodziców Notta i jego młodszą siostrę, rodziców Greengrass, ojciec Blackburn.
Ufasz im?
Między nami nie ma
zaufania, Potter. My węże możemy być lojalni, ale sobie nie ufamy.
Kiwasz głową, nie nadążając nad tą dziwną logiką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz