W tym prostokącie pod tekstem zamieszczam linki do grafiki z Harry'ego Pottera, które mnie urzekły ;)
Sojusz to małżeństwo, w którym zazdrość jest większa od
miłości.
Amintore Famfani
Uczta powitalna jest tak samo nudna jak wszystkie inne. Nie chce ci się już nawet patrzeć na nowo przydzielanych uczniów, aż dziw bierze, że kiedyś byłeś jednym z nich. Stałeś tam, równie niewinny i podekscytowany, ale minęło już kilka lat, a brutalna rzeczywistość bardzo szybko kazała ci wyrosnąć.
Słowa
dyrektora jak zawsze nie mają sensu, ale nie zwracasz na to uwagi. Jesteś
przyzwyczajony do tego - Dumbledore bardzo rzadko mówi coś, co faktycznie jest
prawdą. Starzec o wiele bardziej woli motać niż przyznać się do czegoś, o czym
doskonale wiesz. Twoja złość ciągle jest żywa i krąży w twojej krwi jak
paskudna trucizna, która wypala z ciebie wszystkie dobre emocje. Masz ochotę
krzyczeć, ale powstrzymujesz się. Dursley'owie nauczyli się jednej, pożytecznej
rzeczy - nigdy nie okazuj jak się czujesz, bo ktoś to zobaczy i wykorzysta
przeciw tobie. Prosta zasada, a przecież działasz według niej już od
najmłodszych lat.
– Harry, musimy zająć się pierwszorocznymi - głos Hermiony jest przepraszający,
kiedy nikną z Ronem w tłumie, prowadząc młodszych uczniów. Nie przejmujesz się
nią, przecież jesteś sam. Zawsze byłeś, choć często miałeś złudną nadzieje, że
świat wygląda trochę inaczej.
Kierujesz
swoje kroki w stronę wieży, jednak po kilku chwilach zmieniasz zdanie i skręcasz
w pierwszy lepszy korytarz. Nogi prowadzą cię przed siebie, nie musisz się bać.
Znasz Hogwart, a on zna ciebie, dlatego nie zgubisz się, a gdy ładnie
poprosisz, to zamek uchroni cię przed patrolującymi nauczycielami i woźnym.
Nie
zdajesz sobie sprawy ile już minęło czasu. Idziesz przed siebie z głową pełną
myśli. Świat zewnętrzny już dawno zniknął. Pozostało w nim jedynie twoje ciało.
Kiedy jednak natrafiasz na równie zamyślonego co ty, chłopaka, odzyskujesz
panowanie.
– Co
tu robisz, Malfoy? - Pytasz, mrużąc oczy. Twój odwieczny wróg stoi przy wielkim
oknie, wpatrując się w nocne niebo. Jest wyższy od ciebie o bladej cerze i
jasnych włosach. Przez chwilę zastanawiasz się czy Ślizgon cię chociaż
usłyszał, jednak ręka chłopaka drgnęła, a stalowe oczy spojrzały wprost na
ciebie. Wytrzymujesz to spojrzenie, sam możesz pochwalić się o wiele gorszym.
Nie wiedząc czemu, podchodzisz do niego.
– To
samo co ty, Potter - odpowiada na wcześniejsze pytanie, a ty kiwasz głową. W
tej jednej chwili, kiedy stoicie obok siebie, że niemal stykacie się ramionami,
nie jesteście wrogami stojącymi po przeciwnych stronach barykady. Jesteście po
prostu zwykłą dwójką nastolatków, która ma ciężkie życie, a przyszłość nie
miała być o wiele lepsza.
– Masz go? - Nie wiesz co tobą kieruje, może po trochu ciekawość, może coś
całkowicie innego. Nie jesteś pewien, po prostu dotykasz palcami jego dłoń w
miejscu, gdzie spodziewasz się Mrocznego Znaku. Twarz Malfoy'a przez jedną
jedyną sekundę napina się, emocje grają na tej arystokratycznej twarzy, ale
jest to tak szybkie, że masz wrażenie, że sam to sobie wyobraziłeś. Ślizgon
podwija rękaw, ukazując gładką skórę. Z zafascynowaniem dotykasz jej, wodząc po
niej opuszkami palców. Ta ręka była jeszcze czysta, nieskażona.
– Dostanę Znak w Święta - mówi, a ty słuchasz, cały czas wodząc palcami po jego
dłoni. - Wtedy również odbędzie się moja inicjacja, do czego byłem przygotowany
całe lato.
Nie
pytasz o to jak wyglądało owo "przygotowanie", ale twoje koszmary
mówią ci wszystko. Twoje połączenie z Voldemortem jest jak dziura w podłodze,
ile razy jej nie zatkasz i tak w końcu się odetka, wysyłając do sąsiada
niechcianą wodę.
– Jak
myślisz - podejmuje po chwili Ślizgon, znowu patrząc w niebo. - Kto jest
gorszy? My, którzy przyznajemy się otwarcie do okrucieństwa czy wy, którzy
próbujecie je ukryć?
To
pytanie wybija cię na chwilę z rytmu. Twoja dłoń zastyga, a przed twoimi oczami
na nowo rozgrywają się wszystkie sceny, którymi byłeś świadkiem lub z którymi
podzielił się z tobą Voldemort. Uśmiechasz się gorzko do Malfoya.
– Jesteśmy tacy sami - odpowiadasz, zabierając swoją dłoń, jednak Malfoy złapał
ją swoją własną. Uniósł wzrok, patrząc uważnie w twoją zabójczą zieleń.
– Czy
jesteś w stanie temu zapobiec? - Pyta, a jego twarz wyraża pełną determinację.
Nie wiesz co odpowiedzieć. Może kiedyś zgodziłbyś się od razu, ale teraz, kiedy
wojna nabrała całego rozmachu, masz wątpliwości. Jesteś jedynie nastolatkiem,
od którego wszyscy wymagają niemożliwego. Nagle jednak zdajesz sobie z czegoś
sprawę. Ślizgon niczego nie chce, on daje ci wybór - okrutny, ale wciąż wybór -
albo przyznasz się do własnej porażki, albo zwiążesz swój los na zawsze. O ile już nie jest związany,
kpiący głos w twojej głowie brzmi zdecydowanie jak profesor Snape.
– Nie
jestem cudotwórcą - zaczynasz w końcu mówić, uważnie ważąc słowa. - Jestem
jedynie nastolatkiem, od którego każdy wymaga, bym pokonał największego
czarnoksiężnika na świecie. Zdaje sobie sprawę, że to śmieszne i moje szanse są
mierne, ale...
Malfoy
cię nie pogania. Trochę przeraża cię to, że to właśnie on, twój wróg, rozumie
cię najbardziej. Jesteśmy tacy
sami, myśl kołata się po
twojej głowie.
– Zabije go albo pociągnę za mną do grobu - stwierdzasz z mocą, a twoje oczy
błyszczą przerażająco. Nie widzisz tego, a nikt ci nigdy nie mówi, że jesteś
niezwykle potężny jak na swoje lata.
Nie
wiesz czy taką odpowiedź chciał usłyszeć Malfoy, ale masz to gdzieś. Po raz
pierwszy to ty zdecydowałeś, a nie ktoś za ciebie. Masz gdzieś przepowiednie,
Dumbledore'a i wszystkich czarodziei. To ty jesteś panem swojego losu, nikt
więcej.
Stoicie,
milcząc. Wasze dłonie splotły się ze sobą. Czujesz bijące ciepło od Malfoy'a, a
przecież zawsze uważałeś go za zimnego drania. Przyglądasz się przystojnemu
profilowi Ślizgona. Tego nigdy nie mogłeś mu odmówić ilekroć się ścieraliście -
Draco Malfoy był piekielnie przystojny, o czym wiele razy słyszałeś od
dziewcząt. Miał ostre rysy, które dziwnie skojarzyły ci się z Syriuszem, jednak
nie było to dziwne. Wiesz o rodzinie Syriusza. Malfoy miał stalowe oczy, jasne
brwi i cienkie usta. Długie do ramion włosy zaczesywał do tyłu jak jego ojciec,
jednak przestał je ulizywać jak robił to w młodszych latach.
Nagle
dłoń Malfoy'a zacisnęła się na twojej własnej. Wiesz co to zwiastuje, Ślizgon
podjął decyzję. Od tej chwili mieliście zostać wrogami na całkiem nowych
zasadach. Nie będzie już nieprzyjemnych wyzwisk, tylko dźwięk morderczych
zaklęć. Zabraknie szyderstw, a zacznie się wypruwanie flaków. W pierwszym
momencie chcesz go nawet powstrzymać przed tymi ostatecznymi słowami, ale
szybko ganisz się za te dziwne uczucie.
– Potter - głos Malfoy'a jest zdecydowany. Czekasz. - Zapewnisz mojej matce
bezpieczeństwo.
– Co?
- Patrzysz na niego swoimi dużymi, zielonymi oczami, zastanawiając się czy na
pewno dobrze usłyszałeś. Czujesz się całkowicie zbity z tropu.
– To
co słyszałeś - prychnął chłopak. - Nie wiem jak to zrobisz, ale zapewnisz mojej
matce bezpieczeństwo. Ma zniknąć z Magicznej Anglii, a najlepiej z całego
świata.
– Powinieneś iść do Dumbledore'a z tą prośbą - stwierdzasz, chcąc odejść. Malfoy
szarpnął twoją dłonią i nagle znajdujecie się twarzą w twarz. Patrzysz w te
stalowe oczy, w których dostrzegasz błękitne plamki na obwódce. Mrugasz
zaskoczony.
– Nie, Potter, pomogę ci w zamian za bezpieczeństwo mojej matki. Zostanę twoim
szpiegiem.
– Czemu? - Próbujesz go rozgryźć. Jego rodzina stała po stronie Voldemorta już od
wcześniejszego pokolenia, a sam dziedzic nie pałał miłością do mugoli.
- Bo
wiem, że wygrasz - powiedział prosto Malfoy, puszczając cię, choć dalej wasze
dłonie zostały złączone. - Znam cię, Potter, wiem jaki jesteś. Ciągle mieliśmy
potyczki, a ty zawsze wygrywałeś. Nie jestem głupi, wiem, że On upadnie. Może
nie od razu, na pewno będzie wymagało to wiele ofiar, a może nawet i całej
Magicznej Brytanii, ale upadnie przez ciebie.
– Nie
jestem cudotwórcą.
Śmiech
Malfoy'a jest szorstki, ale jednocześnie przyjemnie ciepły. Brzmi tak jakby
właściciel nie przywykł do wydawania takiego dźwięku.
– Jesteś kimś o wiele potężniejszym - stwierdza w końcu. - Twoje oczy są
nagromadzone od zasobów niewykorzystanej magii. Śmiem nawet twierdzić, że
jesteś potężniejszy od Czarnego Pana. Wasza różnica polega na tym, że On wie
jak wykorzystywać swoją moc, a ty nie. Potrzebujesz nauczyciela.
– Mylisz się, jestem taki sam jak wszyscy.
– Jesteś ignorantem - mówi ze znajomą zjadliwością. - Spójrz mi w oczy i powiedz,
że jesteś normalny. Nie, Potter, nie jesteś i nigdy nie byłeś. Jesteś
Chłopcem-który-przeżył, twoim zadaniem jest go wykończyć. Nigdy nie będziesz
jak wszyscy.
Tym
razem wyrywasz dłoń z jego uścisku, patrząc na niego ze złością. Jesteś
wściekły, bo doskonale wiesz, że mówi prawdę.
– Zawrzyjmy układ, Potter. Bezpieczeństwo mojej matki w zamian za zostanie twoim
szpiegiem. Wchodzisz?
Patrzysz
na wystawioną dłoń, która kiedyś odrzuciłeś. Co
by powiedział Syriusz?, próbujesz złapać się ostatniej deski ratunku. Inny
głos, zdecydowanie Snape'owski jest bezlitosny - Albo wóz, albo przewóz.
Przyjmujesz
dłoń. Czujesz mrowienie od nadmiaru magii. To ona cię kieruje, Gryf wychyla się
spod twojego mundurka. Tatuaż przesuwa się do dłoni, to samo widzisz u
Malfoy'a. Rodówka, jak wytłumaczył ci Syriusz, kiedy u ciebie się ona pojawiła,
była tatuażem, który pojawiał się u czarodzieja niezależnie od wieku - był jego
poświadczeniem do przynależności rodowej.
Patrzysz
na to jak Gryf i Smok skaczą na siebie. Czujesz pieczenie, jednak nie zamykasz
oczu. Już po chwili wszystko się kończy, a bestie wracają na swoje zwyczajowe
miejsce, choć wiesz, że rodówka lubi chodzić po całym ciele niż trzymać się
jednego obszaru. Puszczasz dłoń Malfoy'a, od razu patrząc na swoją, gdzie
zauważasz mały tatuaż smoka. Niknie on tak samo szybko jak się pojawił.
– Postaram się jak najszybciej załatwić wszystko - mówisz Malfoy'owi, na co ten
skinął głową. - Może to trochę zająć.
– Masz czas do Świąt, Potter, wtedy wszystko się zacznie.
– Nie
boisz się? - Pytasz. Przecież Malfoy nigdy nie należał do odważnych.
– Nie
muszę - odpowiada. - Bałbym się, gdybym miał coś do stracenia. Jeśli moja matka
zniknie, nic już nie będzie się liczyło.
– To
smutne - szepczesz, wdrapując się na parapet. Jesteś niższy od Malfoy'a niemal
o głowę, dlatego masz z tym mały problem. Kiedy siadasz na wprost niego, patrzy
na ciebie z zaciekawieniem.
– Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy inni, różni - zaczynasz. - Nasi rodzice
stali po dwóch stronach barykady, wychowano nas całkowicie inaczej, mamy inne
wartości i należymy do różnych domów, ale teraz wiem.
– Co
wiesz?
– Jesteśmy tacy sami, bo obydwoje nie mamy już nic do stracenia - odpowiadasz. -
Na początku naszej rozmowy zdziwiłem się, czemu tak dobrze się czuje przy
tobie, ale teraz wiem. Jesteś taki sam jak ja.
Malfoy
przyjmuje twoje słowa do wiadomości. Masz to gdzieś, że zabrzmiałeś trochę jak
zakochana uczennica, bo wiesz, że powiedziałeś prawdę. Jesteście straceńcami,
całkowicie przygotowanymi na to, co ma nadejść, bo śmierć nie jest dla was
niczym strasznym.
– Powinniśmy pójść spać - decyduje w końcu Malfoy. - Postaraj się jak najszybciej
wszystko załatwić.
– Malfoy?
- Hm?
-
Skąd wiesz, że twoje informacje będą przydatne, o ile je w ogóle uzyskasz?
– To
proste, Potter - tu uśmiecha się smutno. - Będę w Wewnętrznym Kręgu.
Otwierasz
szerzej oczy. Widziałeś co trzeba przejść, by udowodnić swoją lojalność i
przydatność, by dostać się do kręgu najbardziej zaufanych ludzi Voldemorta. Nie
mówisz jednak nic, pozwalając Malfoy'owi na odejście. Patrzysz tylko na te
wyprostowane plecy z mieszanymi uczuciami. Zdajesz sobie sprawę, że
przypieczętowaliście swój los.
Syriusz
opowiedział ci o Rodówce wszystko, co tylko wiedział. Tatuaż rodowy ukazywał
się u każdego członka rodziny niezależnie od wieku. Pojawiał się, a potem
znikał. Kiedy zapytałeś go, po co w takim razie on jest, przez dłuższą chwilę
Łapa się wahał. W końcu po twoich namowach ugiął się i powiedział ci o
możliwości różnych przysiąg, a czasem nawet walki dzięki Rodówce. Pamiętasz
doskonale jego słowa - "Jeśli przypieczętujesz jakąś obietnicę Rodówką,
wiedz Harry, że spleciesz z kimś swój los. Rodówka jest przedziwną rzeczą,
wielu czarodziei dalej nie wie, co tak naprawdę to potrafi. Powiem ci coś,
razem z twoim ojcem zrobiliśmy pewną rzecz. Jego gryf połączył się z moimi
krukami - byliśmy w stanie wyczuć jeden drugiego, jego zagrożenie,
samopoczucie, wszystko. Widziałem jego oczyma, a on moimi. Kiedy wpadłem w
niewolę Śmierciożerców, zamienił nasze umysły. To nie ja cierpiałem katusze,
tylko James. A kiedy zginął... Cały czas Harry czuje się jakby moja jedna noga
była w grobie. To tak, jakbym stracił jedną połówkę serca. Nie życzyłbym ci
tego, nigdy."
– I w
co się ty znowu wpakowałeś, Harry?
**
Wrzesień był dla ciebie spokojny, choć
nauczyciele dawali w kość. Wszyscy wspominali o OWuTeMach, które miały się
przecież odbyć dopiero za rok. Ron marudził na to wszystko, a Hermiona co
chwila prawiła wam jakieś kazania o uważnej nauce. Jakby nie wiedziała, że
przecież ty i tak możesz nie dożyć końca szkoły.
Z
Malfoy'em od początku roku szkolnego nie rozmawiałeś. Czułeś jego obecność,
emocje, a czasem nawet w umyśle śmignęły ci jego słowa. Kiedy siedziałeś
przy stole w Wielkiej Sali kilka razy dyskretnie spoglądałeś na niego, a smok
pojawiał się na twojej dłoni. Kiedy wasze spojrzenia się krzyżowały wiedziałeś,
że on czuł dokładnie to samo. Było to uczucie nie do sprecyzowania. Tak, jakby
nagle ktoś wprowadził się do jego głowy, ale nie na cały etat, dlatego czujesz
tylko echo, a nie pełnię emocji.
Pewnego
dnia przyszli do ciebie byli Gwardziści z zapytaniem czy wznowisz zajęcia
starej grupy. Byłeś zaskoczony, co inni najwyraźniej przyjęli za zgodę i tak
wpakowałeś się w ponowną konspirację. Jedno musiałeś przyznać - zajęcia Gwardii
Dumbledore'a, która bardzo szybko przekształciła się w Grupę Defensywną,
pozwalała ci pozbyć się nagromadzonej magii.
Kiedy
przypomniałeś sobie słowa Malfoya, postanowiłeś działać. Wysłałeś sowę do
Remusa z prośbą o spotkanie. Choć dyrektor nie był zadowolony z twojej
przechadzki do Hogsmeade, musiałeś pójść. Dałeś słowo, a przecież jesteś
Potterem.
**
Szedłeś spokojnie w kierunku pubu Trzy miotły, gdzie miał na
ciebie czekać Remus. Zauważyłeś starszego czarodzieja jak właśnie miał zamiar
wchodzić do środka i krzyknąłeś.
– Cześć, Harry - przywitał się ciepło.
– Cześć, Remusie - odpowiadasz, kiedy do ciebie podszedł.
– Nie
idziemy do Trzech mioteł?
– Wybacz, ale nie, jest tak zbyt wiele ciekawskich par oczy i uszu - mówisz, na co
marszczy brwi. Łapiesz go za dłoń i prowadzisz między uliczkami, aż wchodzicie
do niewielkiego parku, gdzie nikogo nie było.
– Usiądźmy tutaj - zaproponowałeś jedną z wielu ławek.
– To
o czym chciałem porozmawiać? - Spojrzenie Lunatyka było przepełnione ciepłem,
ale też ciekawością. Przez chwilę zastanawiałeś się jak masz to rozegrać. Nigdy
nie chciałeś zranić jego uczuć i na pewno nie teraz, kiedy został ci tylko on.
– Remusie, wybacz mi teraz za to co powiem - uśmiechasz się do niego smutno, a on
unosi do góry brwi. - Jesteś ze mną czy przeciwko mi?
– Oczywiście, że z tobą - głos byłego profesora zabarwiało oburzenie.
– Strona Dumbledore'a i moja to dwie różne strony - każde twoje słowo rani cię od
wewnątrz, bo wiesz, że tym sprawiasz mu tylko ból. Nie wątpisz w niego, ale
pewne rzeczy musisz zrobić niezależnie od własnych uczuć.
Lupin
marszczy brwi, a w jego oczach wyraźnie pojawił się smutek.
– Należysz do mojego stada, Harry - odpowiada w końcu z delikatnym uśmiechem. -
Zawsze będę za tobą.
– Dziękuje, Remusie. Wybacz, ale musiałem.
Kiwa
głową, rozumie. Nie jest idiotą, można by rzec, że jest jednym z
najbystrzejszych ludzi jakich kiedykolwiek spotkałeś. Cieszysz się, że został z
tobą. Czujesz wstręt do siebie, że kazałeś mu tak wybrać. Bez słowa wyjmujesz
dłoń z kieszeni tuż przed jego oczami i skupiasz się na nowym symbolu. Smok
wciąż jest mały, ale wyjątkowo zły za to, że go obudzono. Smagnął niezadowolony
ogonem, na co poczułeś nieprzyjemne pieczenie. Zaraz zjawił się Gryf, który
zjawił się w tych samych rozmiarach co nowy sąsiad. Zaryczał ostrzegawczo, na
co smok skulił się znowu i zniknął.
– Godryku! Harry, nie mów mi, że to jest właśnie to, co widzę! - Głos Remusa jest
przerażony. Pocieszasz się, że nie będziesz mu musiał tego tłumaczyć.
– Mówię ci o tym, bo ci ufam, Remusie - zaczynasz. - Potrzebuje twojej pomocy,
tylko nikt nie może się o tym dowiedzieć. Jeśli mi pomożesz, znowu o coś
poproszę. Wiedz, Lunatyku, że jeśli raz w to wsiąkniesz, już się nie uwolnisz.
Zakończę tę wojnę.
– Jesteś taki sam jak twój ojciec - wzdycha. - Powiedział mi coś bardzo
podobnego, kiedy pytał się o moje członkostwo w Zakonie Feniksa.
Zaskoczył
cię tym, ale przyjemne ciepło rozlało się w twojej piersi. Byłbyś ze mnie dumny, tato?
– Jest - nie wiesz czy powiedziałeś te słowa na głos, czy po prostu Remus się
domyślił.
– Powiesz mi, kto nosi twój znak?
– Domyślisz się - odpowiadasz, mrużąc oczy. Czujesz niezadowolenie, jednak nie
jest ono twoje. Wzdychasz. Malfoy,
jesteś gorszy niż migrena, myślisz.
– Mam
złożyć przysięgę?
– Obrażasz mnie - mówisz, patrząc na niego uważnie. - Remusie, kocham cię i ci
ufam. Nie potrzebuje żadnej głupiej przysięgi, by to potwierdzić. Wystarczy mi
tylko twoje słowo.
W
oczach wilkołaka widzisz łzy. Bez ostrzeżenia przytula cię z całej siły, a ty
korzystasz z okazywanego uczucia. Tak mało osób robiło to tak beztrosko.
– Teraz mnie posłuchaj, Remusie - zaczynasz, wciąż wtulony w jego klatkę
piersiową. - Potrzebuje schronienia dla Narcyzy Malfoy.
Czujesz
jak mężczyzna się spina. Patrzy ci uważnie w oczy, a ty widzisz jak wilkołak
krąży w nich, czekając tylko na chwilę słabości.
– Wiem, co myślisz, ale nie bój się. Wiem, co robię, Lunatyku. Zdobędę
informatora, w zamian za bezpieczeństwo jego matki.
– To
niebezpieczne, Harry.
– Stoję w tym gównie już po uszy, Remusie i właśnie znalazłem sposób, jak mogę
się wydostać - mówisz ze złością. Bierzesz dwa wdechy, chcąc się uspokoić.
– Pomogę ci, Harry. Nie mógłbym cię zostawić z tym sam, choć kiedyś powiesz mi,
dlaczego akurat on. Mogliście złożyć przysięgę wieczystą, cokolwiek, ale to?
– Bo
jesteśmy tacy sami - odpowiadasz cicho, co i tak rejestruje wilkołaczy słuch. -
Czy masz pomysł, gdzie można by ją umieścić?
– Rozumiem, że ma zniknąć. Jeśli ucieknie, będzie ścigana, a większe szanse ma
poza Anglią. Musiałbym pomyśleć, choć wydaje mi się, że któraś z
odziedziczonych z ciebie posiadłości może być dobra.
– Bellatriks dostała się na Grimmauld Place - stwierdzasz. - To ma być bezpieczne
miejsce, gdzie jej nie spadnie włos z głowy.
– Postaram
się coś wymyślić.
– Mogę zostać Strażnikiem Tajemnicy - mówisz bez wahania. - Mam wystarczająco
magii, by móc rzuć te zaklęcie. Potrzebujemy jedynie miejsce.
– Jesteś pewny tego, Harry? - Pyta cię, wiesz, że nie ma namyśli tego o czym
rozmawiacie.
– Spletliśmy ze sobą swoje losy - podejmujesz po chwili. - Wiem, że mogę to
skończyć, Remusie, a on mi to ułatwi. Dzięki niemu zaoszczędzimy wiele istnień.
Nie jestem głupi. Nauczyłem się wielu rzeczy przez te lata. Powoli staje na tej
szachownicy nie jako pionek, ale jako gracz.
O ja cię pierdziele. Dajesz czadu dziewczyno. Dzięki mankamentowi tutaj trafiłam i jestem zachwycona. Mam nadzije, ze będziesz tutaj pisac w miarę regularnie. Ja napewno zostanę twoja stałą czytelniczką :) Draco i Harry są cudowni. Bardzo fajny pomysł z tymi rodówkami. Stworzyłaś takie postacie jakie uwielbiam. Draco, który jest skryty, ale umie zwrócić sie o pomoc. Harry, który nie wierzy ślepo dropsowi. I Lupin, który traktuje wilka jako swoje drugie ja. ,,Nalezysz do mojego stada,, świetne i oddajace charakter Lupina.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę sie doczekać cd :D
przepraszam za brak niektórych polskich znaków, ale pisanie z tableta z autokorektą jest strasznie wkurzajce.
Pozdrawiam, weny życzę i zapraszam na moje blogi ;)