wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział drugi

Serdecznie dziękuję za komentarze, które ogromnie motywują Wena. Są miłym bonusem dla osoby piszącej opowiadania i po cichu liczę na kolejne.
Petite102 - odnośnie przerw, z tym ciężko powiedzieć, mogę się jedynie starać. Odnośnie Huncwotów, to prawda, że jest ich mało i ogólnie nie wiem nawet dlaczego, żeby było zabawnie. Jakoś bardziej skupiłam się na Lily i jej punkcie widzenia. Postaram się jednak zwiększyć ich dawkę, bo masz rację i powinni tu gdzieś być xD. W rozdziale trzecim jest ich więcej, to obiecuję ;)
Wen na to opowiadanie nawiedza mnie już naprawdę długo, dlatego postanowiłam w końcu napisać opowiadanie. W zamierzeniu ma się skończyć na dziesięciu częściach, dlatego uprzedzam, że akcja może mieć kopa.
Odnośnie obrazka w tekście - powstał tak po prawdzie dlatego, że jestem po prostu leniwa. 
Smacznego!
__________


Rozdział Drugi
Poszukiwania

Okazało się, że znalezienie jakichkolwiek informacji o Harrym Potterze nie było takie łatwe. Przez jedną z przerażających sekund, kiedy Lily siedziała przy Anthonym, pomyślała, że może Harry nie żyje i dlatego go nie pamiętają. Poczuła tym jeszcze większy wstyd, że mogłaby zapomnieć o swoim zmarłym dziecku. Na szczęście James wybił jej to z głowy, mówiąc, że w komnacie przodków imię Harry’ego wciąż lśni złotym kolorem życia, a co nawet zabawniejsze, miało własne nici.
Tak teraz Lily stała w okrągłej komnacie przodków, wpatrując się z pewnym zaskoczeniem na utkane z magicznej przędzy drzewo genealogiczne. Z artefaktu pięły się dumnie magiczne linie, tworząc liczne rozgałęzienia, pnące się po kamiennych ścianach ku sufitowi, jednak Lily nie interesowały srebrne linie zmarłych, tylko te jak najbardziej żywe.
Swoją linię znalazła tuż pod jej teściami, którzy barwili się już na srebrno, złączoną ze złotą Jamesa. Od jej strony wychodziło rozgałęzienie na rodzinę Evans, gdzie Lily mignęło wciąż złote imię Petunii wraz z jej rodziną.
Od strony Jamesa piął się dumnie ród Potterów, w pełni chwały błyszcząc i mimo srebrnych nici, wciąż sprawiały wrażenie jak żywych. Małe popiersia czarodziejów, mimo braku ruchu, sprawiały wrażenie wciąż żywych, pełnych magii i buty tak charakterystycznej dla Potterów.
Lily wielokrotnie, po tym jak James pokazał jej komnatę przodków, przychodziła tutaj, by prześledzić dzieje swojej nowej rodziny. Patrzyła wówczas błyszczącymi oczami na same wici u góry, a przy pomocy sprytnego zaklęcia Odtwarzania Czasu, magiczna przędza rozgrywała przełomowe momenty życia poszczególnych członków rodu. Kolorowe postaci poruszały się na wyczarowanej tafli, wyglądając niczym kreskówka z telewizji.
Kobieta potrząsnęła głową, powracając do powodu, dla którego tu przyszła. Nić Anthony’ego była w połowie złota i srebrna, co przyprawiło Lily o szybsze bicie serca. Był w momencie przejścia, jak tłumaczył jej James. W punkcie, gdzie było niebezpiecznie blisko śmierci, a jednak wciąż na powierzchni życia. Lily modliła się, by Anthony się utrzymał. Nie była gotowa na chowanie swojego syna, to dzieci powinny grzebać rodziców, nigdy na odwrót.
Z pewnym niezdecydowaniem spojrzała na żywą, złotą nić Harry’ego, która splatała się z inną, co mogło świadczyć jedynie o małżeństwie, a ich wspólna plotła się niżej.
Lily wstrzymała oddech, w końcu patrząc na wybrankę syna i dzieci, o których nie miała nigdy pojęcia. Jak okropną musiała być matką, że zapomniała o własnym synu, a w tym na własne życzenie straciła wnuki?
Lily wzdrygnęła się, rozpoznając panieńskie nazwisko żony jej syna. Czy to było możliwe, by jej syn poślubił Śmierciożercę? I to dlatego o nim nie pamięta? Wymazała te wspomnienia, bo zszedł na złą drogą? Choć była to niezwykle kusząca odpowiedź, Lily podświadomie czuła, że to nie było to. To nie było powodem tego, że zapomniała o swoim synu. Jej wspomnienia o nim robią się mgliste już od początków. Od momentu, w którym Dumbledore ogłosił, że Anthony jest chłopcem z przepowiedni, jej wspomnienia o Harrym stają się rzadsze, by w końcu całkowicie zniknąć. Czy jej syn uczęszczał do Hogwartu? Czy chociaż Anthony wie o swoim bracie?
Odgoniła ciemne myśli, starając się nie myśleć o Tonym, który wciąż balansował na pograniczu śmierci. Popatrzyła na wciąż cienkie linie dzieci, a delikatny uśmiech pojawił się na jej ustach. Miała wnuki, trzech chłopców, a w tym bliźniaków. Czuła jakiś rodzaj ulgi na myśl, że jej syn posiadał rodzinę. Mimo tego, że został zapomniany przez własnych rodziców, potrafił odnaleźć swój własny rodzaj szczęścia.
– Lily – drzwi otworzyły się, na co kobieta wzdrygnęła się z zaskoczenia. James stanął w drzwiach.
– Ma dzieci – powiedziała jakby bez związku, tym samym zwracając uwagę męża na wciąż młode wici. James wszedł do komnaty, podchodząc do niej i spojrzał na linie. Z pewną zadumą spoglądał na imiona swoich wnuków.
– Zachował tradycję – stwierdził również bez większego związku. – Pierwszy syn nosi imię ojca jako drugie, kolejnemu nadaje się dziadka, a trzeciemu ojca chrzestnego. Stara tradycja.
– Harry ma na drugie James – zauważyła cicho Lily.
– To prawda, nie byłem wtedy w zbyt dobrej komitywie z ojcem – James wzruszył ramionami. – Ta tradycja nie jest stricte przestrzegana, a ja wówczas jak pamiętasz, dosyć sporo kłóciłem się z ojcem, więc nie było wielkim zaskoczeniem, że nie spełniłem oczekiwań i zrobiłem ojcu na złość, nadając drugiemu synowi moje imię, a pierworodnemu mojego ojca chrzestnego.
– To takie gówniarskie – stwierdziła z pewnym rozbawieniem Lily, czując się nagle o wiele lżej niż w ciągu tych kilku dni ciągłego stresu.
– Nikt nie mówił, że jestem dorosły – James uśmiechnął się do niej delikatnie. – Trójka, choć spodziewają się kolejnego. Widać, nie próżnuje.
– Skąd wiesz? – Lily zmarszczyła brwi, wpatrując się w nić łączącą syna z synową.
– Nie wiem czy widzisz, ale między Gabrielem, a bliźniakami wystaje taka maluteńka, pojedyncza nitka. To znak, że kolejne dziecko jest w drodze. – wytłumaczył spokojnie James, palcem wskazując na nić. Lily zmrużyła oczy, dopiero wyłapując delikatną, wystającą z szeregu nitkę.
– Wciąż zastanawiam się jak mogliśmy o nim zapomnieć – mruknęła Lily, a poczucie winy znowu owinęło się wokół jej serca. – Myślałam, że może to przez to, że jego żona pochodzi ze śmierciożerczej rodziny? Powiedz mi, James, jak on mógł…
– Mylisz się, Lily – przerwał jej James. – Kiedy tylko zauważyłem panieńskie nazwisko naszej synowej, poszperałem trochę w Departamencie Magicznych Spadków i Spraw Rodzinnych, gdzie ktoś wisiał mi przysługę i jak sama widzisz, Yvonne ma brata bliźniaka, Juliusa. Są dziećmi Delphiny i Perregina Yaxley, naszych uroczych Śmierciożerców – prychnął. – Delphina Yaxley nie żyje, została zabita w czasie regularnych walk z Aurorami, a Perregina nie udało się schwytać. Za to oni, bliźniaki, zostały wydziedziczone z rodziny w wieku dziewięciu lat. Opiekę nad nimi przejęła ich przyszła szkoła, Odyn.
– To prywatna szkoła, prawda? – Lily pamiętała, że jedna z koleżanek zastanawiała się, czy nie lepiej tam posłać dziecko w obliczu wojny.
– Tak, tylko dla czysto krwistych, leżąca w Norwegii, ale o dziwo nie nauczają tam Czarnej Magii – wykrzywił ironicznie usta. – Poszperałem głębiej i dowiedziałem się, że czesne zapłaciła za nich ich babka, Beatrycze. Jako powód wydziedziczenia…
– To podaje się powód? – Brwi podniosły się do góry.
– Wszystko musi być formalne, obojętnie jak głupi by powód nie był – rzucił James. – Jako powód wpisali „Nie spełnianie oczekiwań i hańbienie rodu poprzez niedostosowanie się do tradycji rodziny”. Nie wiem, czemu w takim razie ich babka pokryła koszty szkoły, a mimo wszystko pozwoliła na wydziedziczenie. Mogę jedynie wnioskować, że poszła po rozum do głowy i starała się ocalić swoje wnuki przed wpadnięciem w szeregi Śmierciożerców – James wzruszył ramionami. – Sprawdziłem w rejestrze wykroczeń karnych, ale oprócz uroczych rodziców, nie było tam dzieciaków.
Lily zagryzła wargę. Miała nadzieję, że James się nie mylił co do tych dzieciaków. Nie chciała wierzyć w to, że jej syn byłby zdolny do poślubienia Śmierciożerczyni i co gorsza, popierać jej poglądy.
– A teraz chodźmy, Lily, Syriusz znalazł coś ciekawego – dodał szybko James, jakby nagle sobie przypominając. Splótł z nią prawą dłoń, wyprowadzając z komnaty. Kiedy tylko wyszli na korytarz, pociągnął ja w stronę salonu.
Korytarze w Potter Manor, do której się przenieśli w wyniku trwającej wojny, były mimo całego ogromu budynku, ciepłe i przyjemne. Ciemne drewno zdobiące podłogę nie były bezosobowe, tylko pokryte czerwonym dywanem wydawały się żyć i bić blaskiem. Ściany w jasnych odcieniach beżu zdobiły liczne obrazu, a także kilka portretów i pnących się kwiatów. Mimo całości przepychu – co rusz pojawiających się złotych waz, stojaków czy przeróżnych figur, a także zdobionych złotem kandelabrów i żyrandoli  – Lily nigdy nie czuła się obco w posiadłości rodowej Potterów tak jak w przypadku domu Blacków, gdzie kilka razy bywała z powodów spotkań Zakonu Feniksa.
W salonie Łapa siedział na kanapie z wyciągniętymi nogami i popijał swoją herbatę. W salonie przyrządzonym w morskich odcieniach wyglądał w swoim wymiętym ubraniu niczym tryton w ogniu.
– Cześć, Lily – Syriusz uśmiechnął się do prawie-bratowej, odstawiając filiżankę na spodek.
– Słyszałam, że coś znalazłeś – kobieta usiadła na wprost Blacka, a James zajął miejsce obok niej. Jej mąż stuknął różdżką w blat, a zaraz na drewnianym stoliczku pojawiły się kolejne dwie parujące filiżanki.
– Dorwałem się, a nie było łatwo – zaczął Syriusz i dopiero teraz Lily zauważyła teczkę leżącą na stole, którą zaraz złapał w dłoń Black i dzierżył niczym trofeum. – W rejestrach nie znalazłem nic, prócz tego, co wiedziałem. Bez odpowiednich nakazów nawet auror nie może grzebać w aktach obywateli, ale na szczęście wujcio Syriusz miał kilku kolegów, co wisieli mu przysługę. Gdyby nie ja…
– Syriusz – James spojrzał na niego twardo, miażdżąc w zarodku zbliżający się narcystyczny monolog Łapy. Mężczyzna prychnął, odgarniając z twarzy włosy.
– I czego się dowiedziałeś?
– Nie było łatwo, ale udało mi się dokopać do jego teczki – zaczął ponownie relacjonować Black, a przy okazji machając wspomnianymi aktami. – Właściwie mówiąc, ściśle tajnej teczki, która zamknięta była Pieczęcią Ministerstwa, a wiemy, że dochodzi do tego tylko wtedy, kiedy Ministerstwo chce zatuszować wszelkie ślady o jakiś kompromitujących osobach, w stylu minister-śmierciożerca…
– Sugerujesz, że mój syn – James aż otworzył szerzej oczy. Lily również czuła jak niedowierzenie ściska ją za gardło. Jeśli to była prawda, to los musiał niezwykle nienawidzić Potterów. Jednego syna poświęcili ku zwycięstwu, drugiego ku przegranej.
– Nie przerywaj mi – ofukał go Syriusz. – Istnieje jeszcze drugi przypadek, tajnych agentów, którzy chcą odejść na emeryturę, a zaleźli zbyt wielu osobom za skórę, by móc od tak sobie odejść z tajnych służb.
– Tajny agent? – Lily zamrugała w niedowierzeniu.
– Nie mów mi, Lily, że nie wiedziałaś o wywiadzie – Syriusz aż uniósł do góry jedną brew w swoim znanym geście zdziwienia i zaciekawienia jednocześnie. Rudowłosa spojrzała na swojego męża z ratunkiem.
– Wywiad to tajna jednostka, która zajmuje się tymi rzeczami, których my, aurorzy nie możemy zrobić wprost. Kiedyś złożyli mi propozycję, kiedy kończyłem swój kurs aurorski, ale… – tu uśmiechnął się do niej. – Zbyt wiele musiałem poświęcić, a wówczas zwariowałem na punkcie pewnej kobiety, która nosiła moje dzieci.
– Merlinie – mruknęła do siebie Lily. Wiedziała, że czarodziejski świat jest sporym odwzorowaniem mugolskiego, w szczególności w aspektach rządzenia, jednak nigdy nie myślała o tym, że istnieje takie coś jak wywiad. Po co tajne jednostki, skoro aurorzy za pomocą magii mogli stać się takową w oka mgnieniu?
– To nie takie proste – zaczął tłumaczyć James, rozpoznając minę żony. – Wywiad zazwyczaj zajmuje się tym, na co nazwa wskazuje, wywiadywaniem się rzeczy, które mogą sporo zaważyć na różnych sprawach. Gdyby nie praca wywiadu, moglibyśmy nie wygrać tej wojny. Z tego co wiem, to kilkoro z nich szpiegowało w szeregach Voldemorta, dlatego też Ministerstwo działało tak szybko.
– Dobra, Syriusz, mów dalej. Mój syn był tajnym agentem – pogoniła mężczyznę, czując się dziwnie, wypowiadając te słowa.
– I to nie byle jakim – stwierdził, otwierając akta i zaglądając w nie. – Został zwerbowany tuż po szkole, gdzie pracował przez pięć lat i odszedł na emeryturę. Kilkakrotnie wznawiano go na służbę do kilku akcji. To on wraz ze swoją grupą niemal w większości zajął się horkruksami Voldemorta.
– Przecież… – James otworzył szerzej usta.
– Tak, ja też tak myślałem, ale wygląda na to, że stary Dumbel współpracował z Ministerstwem całkiem prężnie, niż o tym mówił. Niestety żaden z nas nie ma Kamienia Wskrzeszenia, więc sobie nie zamówimy z nim słówka na ten temat. – Syriusz wzruszył ramionami, ponownie zaglądając w akta. – Harry James Potter, pseudonim Kruk, przewodniczył wielu akcjom, wszystkie zakończone sukcesem. Jego jednym z największych dokonań było odbicie trzynastu polityków i najwyższych urzędników, których w 2000 porwał Voldemort.
– Akcja w Belsmorth – wyszeptał James. Mężczyzna słyszał wielokrotnie o tej akcji, gdzie tajna jednostka przeniknęła do jednej z kwater Śmierciożerców, z powodzeniem odbijając jeńców i mocno nadszarpując zapasy wrogów, jako że posesja w Belsmorth była magazynem magicznych mikstur i broni.
– I najlepsza ciekawostka dnia – Syriusza zawiesił popisowo głos. – Uczęszczał do Odyna.
– Jak to? – James sapnął z oburzeniem. Od 1798 roku każdy z Potterów chodził do Hogwartu, bez wyjątku.
– Nie wiem, nie napisali czemu – Łapa wywrócił oczami. – Zobaczcie jego wyniki Sumów i Owutemów. Dzieciak był genialny – Black podsunął im akta, kładąc je na stole z odpowiednimi stronami. – Rekomendacje jego nauczycieli mówią o nim „dzieciak cud”, „młody geniusz” czy jeszcze inne gówna.
Lily z otwartymi ustami wpatrywała się w przedstawione wyniki magicznych testów. Od góry do dołu same wybitne, a na owutemach podjęte aż dwanaście przedmiotów. Przy tych ocenach dwa wybitne Anthony’ego wydawały się po prostu śmieszne.
– Spłodziliście mądrego chłopaka – rzucił Syriusz.
– No dobra, ale co robi teraz? – spytał James, przesuwając w swoją stronę akta i kartkując je. Lily widziała zapisane drobnym druczkiem papiery, ale także przyczepione fotografie. Mężczyzna na nich był wysoki, dobrze zbudowane z czarną strzechą i zielonymi oczami, i podobnie jak bliźniak, był niemożliwie podobny do swojego ojca.
– Od kiedy przeszedł na emeryturę, podjął się czeladnictwa pod okiem runiarza, Rutha Granheima. Ta pracownia w dużej mierze odpowiedzialna jest za nasze sztylety i szaty bojowe – dodał Syriusz. – Na stałe osiadły w Londynie, na obrzeżach miasta w domu, gdzie mieszka z rodziną i przyjaciółmi.
– To dosyć sporo znalazłeś – mruknęła Lily, nie wiedząc co innego mogła powiedzieć.
– Musiałem się nagimnastykować. Koleś, który wisiał mi przysługę, o mało się nie zsikał, gdy chciałem pożyczyć. Pozwolił mi tylko na kopię i to pod warunkiem, że przysięgnę ją spalić po przekazaniu wam informacji.
– To takie nieprawdopodobne – stwierdziła rudowłosa. – Zapomniałam o synu, a on nagle okazuje się jakimś… komandosem.
– Żyjemy w świecie magii – przypomniał Łapa jakby to wyjaśniało całą sprawę. Mężczyzna westchnął, nachylił się nad nimi. – Słuchajcie, nie mam pojęcia co się stało, że wszyscy, nie tylko wy, ale ja również, a do stu hipogryfów, to mój chrześniak!, zapomnieliśmy o nim. Poświęciliśmy cały swój czas Anthony’emu i całkowicie wymazaliśmy ze swojej pamięci Harry’ego. Nie wiem czemu i mogę mieć do siebie tylko żal, że na to pozwoliłem, ale nic nie jesteśmy w stanie zrobić, by to odkręcić. Dlatego nie możemy się zamartwiać nad tym co było. Fakt, zrobiliśmy paskudną rzecz, zapomnieliśmy o biednym dzieciaku, który nas potrzebował, to przykra prawda i będę musiał żyć z tym poczuciem winy do końca życia, ale teraz ważniejsze jest, byśmy pomogli Tony’emu i przeprosili za wszystko Harry’ego. Oni dwoje nie mogą płacić za nasze błędy. Nie zasługują na to.
Przez kilka minut panowała cisza po tym oświadczeniu, aż w końcu odezwał się James.
– Łapo, zaimponowałeś mi.
Cała trójka roześmiała się głośno śmiechem, którego nie słyszeli już od wielu miesięcy, czy nawet lat. Lily musiała przyznać słowom Syriusza racje. Nie było teraz czasu umartwiania się nad sobą i dociekania „jak to do diabła możliwe?”, tylko przyznać się do winy i przeć naprzód. „Nie możesz być taką egoistką i myśleć, że nic nie jest twoją winą”, dodał głos, przypominając, a jakże, ukochaną Petunię.

1 komentarz:

Obserwatorzy