Dziękuję serdecznie za komentarz i pokornie proszę o kolejne ;)
Jak tam pogoda u was, kochani? U nas w Poznaniu jest gorącoooo >< Normalnie nie wyrabiam, a tutaj sesja za rogiem OO. No cóż, trzymajta kciuki.
Smacznego!
Rozdział Trzeci
Spotkanie
po latach
Dzień dwudziesty trzeci czerwca został oficjalnie
ustalony jako pokonanie Voldemorta i uznany świętem narodowym, a Minister
McPhills ochrzcił go jako Dzień Zwycięstwa. Ludzie już na całego świętowali
czas pokoju, a przemierzając ulicę Pokątną, Lily z uśmiechem patrzyła na
nowopowstałe sklepy i kolorową masę czarodziejów.
Musiała przyznać, że tęskniła za tym kolorytem i dającą
się czuć w powietrzu, magią. Jeszcze kiedy uczęszczała do Hogwartu, Pokątna
była taka jaskrawa, głośna, aż do przesady czarodziejska. Wraz z nastaniem
wojny stragany zamknęły się, a szyby wystaw zdobiły ogłoszenia o zbiegłych
Śmierciozercach czy nazwiskach zabitych w ostatnich obławach.
Wzdrygnęła się, odganiając ponure wspomnienia. Zamiast
tego dziarsko kroczyła do kawiarni, gdzie umówiła się z Huncwotami. Mijani
ludzie poklepywali ją po plecach, gratulując i jednocześnie żałując syna. Lily
irytowało to uwielbienie ludzi, czuła się niczym jakaś matka zbawiciela.
Kawiarnia Floriana została w pełni odnowiona i teraz
ogródek był o wiele większy, wybiegając na chodnik, od którego odgradzał się
szklanym płotem, na których wiły się niczym węże magiczne stworzenia.
Już przy jednym ze stolików zauważyła trójkę mężczyzn, którzy
żartowali ze śmiechem. Lily aż uśmiechnęła się na ten widok. Nareszcie widziała
jak jej mąż znowu zaczął żartować. Od początku wojny James spoważniał, a po
wpadnięciu przez Anthony’ego w śpiączkę, prawie chodził cały czas markotny i
blady. Na szczęście poszukiwania Harry’ego i dowiadywanie się o jego życiu na
nowo rozpaliło w nim ten dawny płomień. Dostali nadzieję – w jednej chwili
mogli odzyskać zarówno Anthony’ego, ale również Harry’ego.
– Cześć wszystkim – przywitała się, całując Jamesa w
usta. – A wam co tak wesoło?
Usiadła na jednym wolnym krześle, patrząc po mężczyznach.
– A nic, Syriusz opowiada o swojej randce z Kim z
Departamentu Gier – odpowiedział Remus, a jego oczy błyszczały wesoło.
– To była porażka – jęknął Łapa na dowód. – Rumieniła się
i jąkała całą kolację. Myślałem, że zaraz zejdzie mi ze świata.
Lily zachichotała, przypominając sobie drobną Kim Stuart,
która faktycznie miała duże problemy ze swoją chorobliwą nieśmiałością.
Filigranowa blondynka kochała się w Syriuszu od kilku dobrych lat i na samym
początku potrafiła nawet mdleć w jego obecności.
– To zbieramy się? – spytał James, zmieniając temat.
Wesołość ustąpiła miejscu determinacji. Dzisiaj mieli wybrać się do domu
Harry’ego, by z nim porozmawiać.
– Ciekawe czy będzie chciał z nami rozmawiać – powiedział
Remus, a każdy skupił się na jego słowami. Lily sama zastanawiała się i
denerwowała na myśl o tym spotkaniu. Jak Harry zareaguje na ich widok? Będzie
chciał rozmawiać czy może zamknie im drzwi przed nosem?
– Damy radę – rzucił dziarsko James, wstając od stołu.
Zaraz się wszyscy zebrali, żegnając jeszcze z kelnerką i kierując w stronę
niemagicznego Londynu. Wcześniej zdecydowali, że dostaną się do domu ich syna
za pomocą mugolskiej taksówki – myśleli początkowo o teleportacji, ale nie
znając terenu, nie chcieli dokładać pracy amnezjatorom z Ministerstwa, gdy ich
niespodziewane pojawienie zobaczy przypadkowy mugol.
Taksówką jechali w milczeniu, Lily siedziała z przodu,
jako jedyna zaznajomiona z tego rodzaju transportem, spoglądając na mijane domy
i ulice. Przyjazd spod Dziurawego Kotła
na Knight Street 5A zabrał im dobrą
godzinę, za którą Lily musiała słono zapłacić. Mimo wszystko życzyła kierowcy
miłego dnia, gdy wychodzili.
Rozejrzała się dookoła po ulicy, gdzie po dwóch stronach
znajdowały się domki jednorodzinne z garażami i regularnie zasadzone drzewa.
– Przyjemnie tu – stwierdził Remus. Każde z nich
przytaknęło nerwowo, po czym z pewnym ociąganiem spojrzeli na ten szczególny dom. Był dwupiętrowy,
pomalowany na beżowo z oknami i drzwiami z ciemnego drewna. Na ganku stała,
poruszana przez wiatr, ogrodowa ławka i miski dla psów. Na pierwszy rzut oka
dom wyglądał zwyczajnie, podobnie jak wiele innych, które w życiu widziała
Lily, jednak wyraźnie czuła pod skórą, bijącą od budynku magię. Nie była ona
nachalna, jedynie muskała jej skórę.
– Idziemy – zarządził odważnie Syriusz, robiąc pierwszy
krok. Po chwili byli już na ganku przy drzwiach, gdzie przyczepione były
tabliczki z nazwiskami lokatorów.
„N.&L. Malfoy”
„H.&Y. Potter”
„I. Wildson”
„J. Yaxley”
– Doborowe towarzystwo – mruknął ironicznie Syriusz, choć
wiedzieli już, że żadne z tych dzieciaków nie działało w szeregach Voldemorta.
Z tego, co udało się ustalić Jamesowi, każdy z nich odpowiednio wcześniej
odciął się od wpływu rodziny, co tylko wywołało ulgę u Lily.
– To co? – spytał Remus, układając pięść na drzwiach.
Jego miodowe oczy spojrzały po wszystkich, wyszukując jakiś oznak, że nie
powinien tego robić, ale nie znajdując nic, zapukał.
Lily słyszała jak krew szumi jej w uszach, a serce mocno
bije w piersi. Denerwowała się jak diabli, nie wiedząc co może zastać, kiedy
otworzą się drzwi. Te otworzyły się szybko, jednak nie zobaczyła nikogo na
wprost swoich oczu, dopiero kiedy zerknęła w dół, ujrzała dziecko.
Chłopczyk ubrany był w kombinezon brązowego misia i
zarzucony miał na główkę kaptur z uszkami. Jego duże, zielone oczy patrzyły na
nich z zaciekawieniem, a w jednej rączce trzymał kurczowo lizaka. Przez kilka
chwil wpatrywali się w siebie nawzajem.
– Cześć – przerwał w końcu ciszę Remus, wyrywając
wszystkich z konsternacji. Dziecko przekrzywiło główkę. Chłopczyk mógł mieć
koło pięciu-sześciu lat na oko Lily.
– Cześć – odpowiedział malec.
– Jestem Remus, a ty?
– Mama nie pozwala mi rozmawiać z obcymi – odpowiedziało
dziecko, liżąc swoją słodycz, na co dorośli uśmiechnęli się rozbawieni.
– A jest może mama?
– Nie – chłopczyk pokręcił główką.
– A ktoś dorosły? – spytał James. Dziecko spojrzało na
niego i zaraz zmarszczyło brwi.
– Wyglądasz jak tata – stwierdził, wytykając palcem.
– Jestem jego tatą – odpowiedział James, kucając na
wprost chłopca.
– Tatą taty? – upewniło się dziecko, dotykając niepewnie
policzka Jamesa, by zaraz zabrać rękę z dziecięcą płochliwością. Przyjazny
uśmiech jednak nie schodził z oblicza Rogacza.
– Tak. I jest może w domu twój tata?
– Jest w pracowni – zgodził się chłopczyk, po czym
odwrócił i krzyknął: – TATO!
Dom zatrząsł się, a wszyscy dorośli podskoczyli
zaskoczeni mocą krzyku. Bez wątpienia dziecko właśnie wykorzystało magię sonorusa.
– Ma płuca –
rzucił Syriusz ze śmiechem. Naraz rozległy się szczekania, a przy dziecku
pojawiły się dwie mordy psów. Jeden z nich pociągnął dziecko do tyłu za rękaw,
a drugie wyszło na przód, szczerząc kły na dorosłych.
– Psidwaki – mruknął Remus, a ciemna masa skupiła się na
nim.
– Star, Lemo, spadać stąd – rozległ się już męski głos, a
pies warknął jeszcze na odchodnym. W drzwiach pojawiła się twarz Harry’ego
Pottera, który zamarł na chwilę, widząc gości. Zamrugał zaskoczony zza
kwadratowych szkieł, po czym odkrząknął.
– Witam mamo, tato, wuju Syriuszu i wuju Remusie –
przywitał się. – Zapraszam.
Lily weszła do środka jako pierwsza, a zaraz za nią
trójka mężczyzn. Harry w tym czasie kucnął do synka.
– Gabi, kochanie, pamiętasz, jak tatuś prosił, byś nie
krzyczał tak głośno? – spytał
delikatnie.
– Ale miałem cię zawołać – chłopczyk zmarszczył brwi, a
przy jego bokach dalej kręciła się psia morda, która za wszelką cenę starała
się dorwać lizaka. Harry zdzielił psa w nos.
– Star, zostaw, to nie twoje – pouczył psa Harry,
wstając. – Gabriel, a gdzie Feilx?
– W ogrodzie z wujkiem Ingiem. Lata na miotle.
– Pójdź do nich, dobrze? – pogłaskał chłopca po główce,
po czym przeniósł spojrzenie na przybyłych.
– Zapraszam do salonu. Coś do picia? Kawy, herbaty? –
spytał, pokazując gestem dłoni na otwarte drzwi.
– Nie, dziękuję – odpowiedziała Lily, ciekawie
rozglądając się dookoła. Salon był pomalowany na przyjemny odcień zieleni, z
sofą, fotelami i stoliczkami. Pod ścianami stało kilka regałów z książkami i
bibelotów.
Kiedy w końcu usiedli naprzeciw siebie, nastała
niezręczna cisza.
– Wasza… wizyta jest dosyć niespodziewana – powiedział
Harry, mrużąc oczy. – Mogę poznać jej cel?
– My… – Lily zamilkła, zdając sobie sprawę, jak
egoistycznie zabrzmi ze swoim żądaniem.
– Masz dzieci – powiedział zamiast tego James.
– To prawda. Drzwi otworzył wam Gabriel, pierworodny,
Kostek i Es śpią. Mniemam, że jednak chęć poznania wnuków was tu nie
przywiodła.
– Nie wiedzieliśmy o nich – próbowała się naraz
usprawiedliwić Lily.
– Zaskoczony jestem, że się dowiedzieliście o tym, gdzie
mieszkam i że żyję – prychnął Harry.
– Nie mów tak do matki – zrugał go James. Syriusz i
Remus milczeli. Harry nachylił się nad
stołem.
– Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie, ojcze, bo nie będę
się poprawiał. Lily jest jedynie kobietą, która mnie urodziła, a ty jedynie
mężczyzną, który mnie spłodził. Nie jesteście moimi rodzicami, dlatego nie
macie prawa oczekiwać szacunku, na który nie zasługujecie, żadne z was czwórki.
A przede wszystkim, nie będziesz rozkazywał mi w moim własnym domu, więc teraz
przejdźcie do tego, czego chcecie ode mnie, albo odejdźcie – głos Harry’ego był
spokojny, jednak Lily czuła jak zamrażał jej serce. W pomieszczeniu dało się
wyczuć przytłaczającą magię, która zabierała czwórce oddech.
– Harry – w drzwiach nagle pojawił się mężczyzna ubrany w
żółtą koszulkę i jeansowe spodnie. – Uspokój swoją magię, chyba, że chcesz
obudzić dzieciaki.
Na słowa przybyłego magia natychmiast wyparowała.
– Przepraszam, Ing. Obudziłem kogoś?
– Nie, ale panuj nad tym – mężczyzna obrzucił gości
Harry’ego dziwnym spojrzeniem, po czym zniknął. Lily już chciała zadać pytanie
o tego czarodzieja, jednak nie mogła się zebrać na odwagę. Po co oni tu tak
naprawdę przyszli? Kiedy to omawiali, plan wydawał się o wiele sensowniejszy.
– Więc? – Harry ponownie zwrócił się do nich. To Remus
zdecydował się na odpowiedź.
– Jak wiesz, Voldemort został pokonany.
– Wiem – skinął głową.
– Anthony i Voldemort byli ze sobą połączeni mentalnie, i
teraz, kiedy Voldemort nie żyje, połączenie się zerwało. Anthony jest w
śpiączce i nic, co do tej pory próbowano zrobić, go nie obudziło – tłumaczył
spokojnie Remus. – Uzdrowiciele mówią, że zadziałać może bliźniacza wieź.
– Jak zawsze Anthony, co? – Harry uśmiechnął się
ironicznie, a coś błysnęło w jego oczach – Niestety wątpię, by to było możliwe.
– To twój brat! – krzyknęli naraz James i Syriusz.
– Poprzez krew – zgodził się Harry. – Nic innego nas
jednak nie łączy. Do wykonania tego rodzaju magii, by go obudzić, potrzeba
głębokiej, obustronnej więzi. Mnie i Anthony’ego łączy jedynie krew, nic poza
tym. Jesteśmy bliźniakami, ale nie mamy bliźniaczej więzi jak większość
bliźniąt. Już prędzej powinniście spróbować waszej więzi rodzica z synem.
– Próbowaliśmy – westchnęła Lily. – Nie podziałało.
– Przykro mi – odpowiedział Harry. – Niestety ja nie
jestem w stanie nic zrobić. Jeśli wasza więź nie wystarczyła, moja tym
bardziej.
– Nawet nie spróbujesz? – spytał zaskoczony Syriusz. –
Przecież to twój brat! Twoja rodzina!
– Wuju Syriuszu, moja więź z Anthonym jest na tym samym
poziomie, co była twoja z twoim własnym bratem – odpowiedział bezlitośnie
Harry. Syriusz zamilkł jak zaklęty.
– Harry, posłuchaj, wiem, że możesz mieć żal do nas… –
zaczęła Lily, przełykając gulę w gardle. – Nie wiem co się stało, że tak
wyszło, ale stało się. Możesz nas nienawidzić, obwiniać, ale Anthony… on… On
nie jest temu winny.
– Tu się mylisz, matko – prychnął ironicznie Harry, po
czym wstał. – Nie jestem w stanie pomóc Anthony’emu, a teraz wybaczcie, mam
pewien projekt do dokończenia.
– I już? Poddasz się? – spytał James ze złością malującą
się na twarzy.
– Jak mówiłem, nie jestem w stanie nic zrobić. Przykro
mi.
– Nic się nie dziwie, że cię nie pamiętam teraz –
prychnął James, wychodząc szybko z pomieszczenia. Lily posłała Harry’emu
rozżalone spojrzenie i wyszła razem z Syriuszem. W salonie został tylko Remus.
– W czymś jeszcze mogę pomóc, wuju Remusie? – spytał
Harry, słysząc jednocześnie donośne trzaskanie drzwiami.
– Nie mógłbyś chociaż spróbować? – spytał spokojnie
Lupin. Jako jedyny z nich wszystkich był opanowany i potrafił przeanalizować
sytuację.
– To zbyt ryzykowne – odpowiedział Harry, wzdychając i
ponownie siadając – Dla was to nie stanowi problemu, ponieważ poświęcilibyście
Anthony’emu wszystko, obojętnie jaka wysoka byłaby cena.
– Nie rozumiem – Remus zmarszczył brwi. Harry splótł
dłonie ze sobą.
– To prawda, że moja bliźniacza więź z Anthonym powinna
być w stanie obudzić go ze śpiączki, jednak tak naprawdę przestała istnieć,
kiedy mieliśmy koło dziesięciu lat. W tej chwili łączy nas tylko krew,
zerwaliśmy wszystkie inne połączenia ze sobą. Gdy teraz zaryzykuje i spróbuje
pomóc, nasza więź może aktywować się na nowo.
– Czy to złe? – spytał Remus, nie rozumiejąc.
– Dla Anthony’ego nie, ale dla mnie tak. Poprzez
bliźniacze więzi można wysyłać swoje myśli, uczucia i magię. W tej chwili
Anthony jest na przepaści poprzez złamania więzi z Voldemortem, więc kiedy
odtworzy się nasza, może mnie to nawet zabić czy wyssać moją magię.
– Jak to?
– To dlatego zerwałem tę wieź – przyznał Harry. – Od
dziecka miałem o wiele mniej mocy niż Anthony, dlatego też rodzice podejrzewali
u mnie charłactwo, pamiętasz?
Remus kiwnął głową. Pamiętał te rozmowę z Jamsem,
okropione bezsilnością i ogromnym wstydem.
– Prawdą jest, że Anthony po prostu zabierał mi moją
magię poprzez nasze połączenie.
Lupin otworzył szerzej oczy, na co Harry uśmiechnął się
smutno.
– Wątpię, by robił to świadomie. Z tego co udało mi się
później dowiedzieć, wywnioskowałem, że przez atak Voldemorta w pamiętne
Halloween, nasza więź się przekształciła i Anthony zaczął czerpać ze mnie
magię. Dlatego nie mogę wam pomóc. Ryzyko jest zbyt wielkie.
Chwila ciszy zapadła między nimi.
– Czy… czy ktoś wiedział?
– Nie – Harry pokręcił głową. – Dowiedziałem się przez
przypadek, kiedy trafiłem do św. Munga koło moich ósmych urodzin ze Smoczą
Ospą. Podsłuchałem uzdrowicieli, którzy rozpoznawali u mnie oznaki wyczerpania
magii. Byłem wówczas całkiem mocno zazdrosny o Anthony’ego, więc nie trzeba
było długo szukać winnego – westchnął. – Skoro znaleźliście mnie,
prawdopodobnie dokopaliście się do mojej teczki. Znacie moje akta, nie mogę
pozwolić sobie na tak ryzykowny krok. Mam rodzinę, która może odpowiedzieć za
moją pracę, a ja muszę być w stanie ją ochronić.
Remus kiwnął głową, rozumiejąc. Z jednej strony miał
nadzieję, że Harry mimo wszystko i tak zaryzykuje, pomagając Tony’emu, ale z
drugiej potrafił zrozumieć Harry’ego. Stawka była zbyt wysoka, by ten mógł
ryzykować.
– Wybacz nam, Harry – powiedział cicho Remus, wstając ze
swojego miejsca. – Żadne z nas nie wie, jak to się stało, że tak cię
potraktowaliśmy, ale zrobiliśmy to. Jest nam wszystkim przykro.
– Widziałem – Harry prychnął, samemu wstając.
– James… on… On i Lily przeżywają teraz trudne chwile…
– Nie tłumacz ich, Remusie. Robiłem to przez całe moje
dzieciństwo, aż zrozumiałem, że to bez sensu – Harry poprowadził go w stronę
wyjścia. – Na samym początku naprawdę byłem wściekły i rozżalony na nich, na
was wszystkich, ale teraz… Teraz po prostu już nic dla mnie to nie znaczy. Mam
swoją własną rodzinę, uporałem się z przeszłością i żyję dalej.
– Rozumiem – Remus kiwnął.
– Do zobaczenia może kiedyś, wuju Remusie – Harry
uścisnął mu dłoń, otwierając drzwi.